Część IV: Rozdział 17


Noreen

            Była połowa lipca, a pogoda cały czas się utrzymywała. Panowie jak zwykle ćwiczyli się w walce – tym razem toporami bojowymi – a my z Łucją naprawiałyśmy zbroje. A tak przynajmniej myśleli dwaj królowie.
            Właściwie, to przygotowywałyśmy zbroje dla siebie. Szybko znalazłyśmy wspólny język i jednogłośnie stwierdziłyśmy, że nie możemy bezczynnie się przyglądać bitwie. Elovena prawdopodobnie już nie zaatakuje, ale trzeba było mieć takie coś, na wszelki wypadek.
            Teraz jednak nie zszywałam skórzanych nogawic z dawnym zapałem. Łucja od razu to zauważyła i zaczęła wypytywać, co się dzieje.
            - Nic. To przez słońce. Źle na mnie działa…
            - Nie kłam! Nigdy ci przecież nie przeszkadzało. Chodzi o ciebie i Edmunda? A może coś ze zdrowiem?
            - To drugie – powiedziałam po krótkim namyśle. Łucja przekrzywiła głowę i spojrzała pytająco, a ja westchnęłam i z sercem w gardle wyznałam, co mnie trapi.
            - Już od dwóch miesięcy… Od dwóch miesięcy nie krwawię. – Moje policzki pokrył rumieniec. Nigdy nie rozmawiałam o tym z nikim – jedynie ze służkami w Kalormenie, które za pierwszym razem powiedziały mi, że nie umieram, tylko że to naturalne i nauczyły mnie, co robić w te dni. Dla królowej nie był to jednak temat tabu, bo nic nie mówiąc podrapała się po nosie w zastanowieniu. Wkrótce jednak i ona spąsowiała.
            - A czy wy przypadkiem z Edmundem…
            - Ale ja nie mogę być w ciąży! – krzyknęłam. Strwożona popatrzyłam na królów, ale szczęk metalu musiał zagłuszyć  moje słowa, bo walczyli dalej. Pamiętam o tym, co mówił Aslan, ale… tak szybko? Poza tym, nie jesteśmy małżeństwem… Małżeństwo. To słowo brzmi jak wzięte z innego świata.
            Nie mogłam być w ciąży. Nie. To nie tak miało być.
            Wstałam, zabrałam swoje rzeczy i skierowałam się do zamku. Musiałam to przemyśleć w samotności. Niestety, po chwili usłyszałam kroki i obok mnie zjawił się Edmund obejmując mnie w pasie. Na twarzy oprócz kilkudniowego zarostu jawiło się zaniepokojenie, przez co blizna była ściągnięta i wyglądała bardziej potwornie niż zwykle. Po jego nagim torsie spływały kropelki potu, a na boku jawił się siniak od ciosu zadanego przez Piotra. Jego mięśnie jak zwykle zaparły mi dech w piersiach, a idealnie wyrzeźbione ciało przypominało mi o pewnym posągu widzianym w Telmarze.
Teraz jednak bardziej przejmowałam się sobą, niż moim nierealnie pięknym ukochanym.
            - Coś się stało?
            - Rozbolała mnie głowa, pójdę do Sofie po jakieś ziółka – powiedziałam. – Nie musisz przerywać.
            - Na pewno?
            Pokiwałam głową, a on z rezygnacją wrócił do brata.
            Gdy dotarłam do naszej komnaty, wrzuciłam nogawice, nici i igły do szafy, a sama wspięłam się na wysokie łóżko i usiadłam, oparta o stosy kunsztownie haftowanych poduszek. Podciągnęłam nogi do piersi i oplotłam je ramionami, a czoło oparłam o kolana. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
            Ja nie mogę być w ciąży.
Nie jestem na to gotowa.
Nie mogę tego zrobić.
Nie urodzę dziecka.
Nie nadaję się na matkę.
Nie, nie i nie!
Nie byłam w stanie jasno myśleć. W tym amoku dotarła do mnie jedna rzecz: mogę iść do Ality i Sofie i poprosić je o jakiś wywar, który usunął by ze mnie to coś.
Wytarłam oczy i wyszłam z komnaty. Jak najszybciej pobiegłam do pomieszczeń, które zajmowały teraz kobiety. W jednym z nich, pachnącym niesamowicie silnie przez zioła porozwieszane pod sufitem spotkałam Alitę. Szybko wyjaśniłam jej o co mi chodzi, a ona z troską wymalowaną na twarzy zaprowadziła mnie do innego pokoju. Usiadłyśmy obok siebie na jej łóżku. Zielarka złapała moje dłonie w swoje i zaczęła opowiadać.
- Kiedy byłam niewiele starsza od ciebie, razem z moim nowo poślubionym mężem oczekiwałam dziecka. Byłam w trzecim miesiącu, kiedy zaczęło się ze mną dziać coś dziwnego.  Kilka dni później straciłam to dziecko.
Kobieta czekała na moją reakcję, ale ja tylko na nią patrzyłam bez emocji.
- Przez bardzo długi czas nie mogłam dojść do siebie – podjęła. – Wariowałam. Straciłam chęć do życia… Trwało to strasznie długo. W końcu jednak doszłam do siebie, i gdy urodziła się Sofie postanowiłam ją kochać za dwoje. Nie niszcz sobie życia. Pomyśl, że dziecko za parę lat będzie następcą tronu. Wyobraź sobie, jaka to będzie radość z wychowywania go.
- Nie – powiedziałam tylko i uciekłam, gdyż z moich oczu znów zaczęły płynąć łzy.
Nie.
Nie.
Nie.
***
            - Coś się stało? – spytał zatroskany Edmund, obejmując mnie ramieniem.
            - Nic takiego. Już wszystko w porządku.
            - Na pewno?
            Pokiwałam twierdząco głową a na moich ustach zagościł uśmiech. Otuliłam się mocniej szalem i spojrzałam w kierunku zachodzącego słońca. Już byłam spokojna. Jeszcze nie wiedziałam, jak to rozwiązać, jak mu powiedzieć, czy mu powiedzieć, ale byłam spokojna.
            Bez emocji.
            One uleciały ze mnie wraz ze łzami.
            Wiem, że wrócą, ale nie chcę o tym myśleć, nie teraz.
            Edmund odwrócił się od okna i spojrzał na mnie przenikliwie. Jedną dłonią pogładził mnie po policzku, a drugą położył na mojej szyi. Ja oplotłam go rękami w pasie i złączyliśmy się w pocałunku. Wkrótce moja suknia wylądowała na ziemi i zostałam tylko w gorsecie i halce. Nie pozostawałam dłużna; wkrótce Edmund i tak pozbył się swoich części garderoby. Dłońmi badałam jego mocne mięśnie pleców, a on składał delikatne pocałunki na mojej szyi.
            Nagle jednak zastygłam w miejscu. A co, jeśli to mi zaszkodzi? Co wtedy?...
            Mężczyzna zauważył zmianę i spojrzał na mnie pytająco, obejmując moją wąską talię. Pokręciłam tylko głową i zrzuciłam z siebie pozostałe tkaniny. Przejechałam palcami po jego bliźnie, a on na to się uśmiechnął. Był w tym momencie tak czarujący, że nie mogłam mu na to nie odpowiedzieć. Zupełnie zapomniałam o swoich troskach i problemach. Złożyłam pocałunek na jego zarośniętej szczęce  i wszystko potoczyło się dalej. Opadliśmy na łóżko, a reszta się dokonała.
***
            - Jeszcze mu nie powiedziałaś? – spytała z niedowierzaniem Łucja. Pokręciłam przecząco głową. Dziewczyna wydała z siebie westchnięcie pełne dezaprobaty.
            - Zrozum mnie, proszę – mój głos przybrał lekko błagalny ton. – Postaw się na moim miejscu. Nie jesteś przecież wiele starsza ode mnie. – Dotknęłam brzucha, jeszcze wyglądającego normalnie. – Tutaj znajduje się mały człowiek. Człowiek!
            - Tak, wiem to, ale…
            - Nie wiesz – przerwałam jej. – Nie wiesz, jak to jest mieć świadomość, że w tobie rozwija się dziecko. Na grzywę Lwa,  ja mam osiemnaście lat! W Kalormenie w tym wieku kobiety mają już co najmniej jedno dziecko, ale ja sama czuję się jeszcze nie dość dojrzała.
            W komnacie zapadła cisza, przerywana tylko moim głośnym oddechem. Z ledwością powstrzymywałam łzy. Ona nie umiała mnie zrozumieć. Dla niej to było dziwne, że bałam się powiedzieć Edmundowi, że jestem w ciąży.
            Wszystko wydaje się takie proste, gdy patrzymy z zewnątrz.
            Odwróciłam się i odeszłam. Miałam już dość Łucji, i tego jej wymądrzania się. Gdyby tylko była na moim miejscu, zrozumiałaby, przez co przechodzę. Ale ona prawdopodobnie zostanie wydana za jakiegoś księcia dalekiego kraju, którego nawet nie pokocha, a danie mu dzieci będzie tylko obowiązkiem.. Tak, słyszałam, jak Piotr ostatnio rozmawiał o tym z jakimś dyplomatą.
            Nadal byłam wewnętrznie rozbita. Tylko partie szachów z Edmundem dawały moim myślom wytchnienie.
            Nie bałam się rzucić bardzo trudnego zaklęcia wskrzeszenia, a boję się powiedzieć, że jestem w ciąży.
            Czy to jest dziwne?
            Według mnie – ani trochę.
            Są różne rodzaje odwagi. Jest odwaga w bitwie, która pozwala na nie przejmowanie się sobą, tylko wyższym dobrem. Jest odwaga w wypowiadaniu własnego zdania, które wcale nie musi być takie, jak zdanie wszystkich innych. Jest odwaga w mówieniu prawdy… Ta, której właśnie mi brakuje. Ale przecież nie każdy jest idealny.
***
            - Jestem w ciąży.
            Po wypowiedzeniu tego zdania obserwowałam emocje które zagościły na twarzy Edmunda.
            Strach.
            Niedowierzanie.
            Przerażenie.
            Chciałam złapać go za rękę, powiedzieć, że ja też się najpierw bałam, ale nie potrafiłam. Coś w moim wnętrzu mówiło mi, że muszę go zostawić z własnymi myślami.
            Minuty mijały. Kurz wirował w promieniach słońca przedostających się przez piękne witrażowe okna. W tym świetle tysiące ksiąg na setkach półek zdawało się oddychać, żyć. Złote pionki na szachownicy błyszczały delikatnie, ukazując misterność ich wykonania. Wszystko wyglądało tak spokojnie, tak idealnie… Ja jednak wiedziałam, że Edmund toczy w myślach bitwę o wiele gorszą, niż jakakolwiek bitwa zbrojna.
***
- Przysięgnij mi, że nic ci się nie stanie – powiedziałam. Już wcześniej wiedziałam, że Elovena nie spocznie i zaatakuje, ale teraz, gdy pomyślałam o moim Edmundzie walczącym na czele armii… Byłam przerażona. Dziecko też. Nie wiem jak, ale czułam to. Może mi się tylko wydawało, może to były tylko urojenia… Nie mam pojęcia.
            - Nie mogę tego zrobić – odparł, tak jak przypuszczałam. – Ale postaram się. Dla… - zawahał się przez chwilę, po czym dotknął mojego brzucha. – Dla was.
            Po całym moim ciele rozlało się niewiarygodne ciepło, niczym promieniujące z jego dłoni. To na pewno było tylko wyobrażenie, ale od razu poczułam się lepiej.
            Zaakceptował nas.
            Edmund pocałował mnie w czoło, po czym odszedł spiesznym krokiem do zbrojowni. Gdy jego sylwetka znikła na końcu korytarza, zza wielkich dębowych drzwi wychynęła dobrze znana mi postać. Wysoka, o ciemnych lokach, trochę wychudzona. Mój brat.
            - Noreen.
            - Gabir.
            Żadne z nas się nie odezwało, tylko mierzyliśmy się wzrokiem. Wreszcie przerwałam tą niewygodną dla obojga ciszę.
            - Powiedziałeś wtedy, że jestem twoją rodzoną siostrą. O co ci chodziło?
            Gabir spojrzał pod swoje nogi, wziął głęboki wdech i wrócił wzrokiem do mnie. Jego wyraz twarzy był mi dobrze znany – widywałam go, gdy coś trapiło chłopaka.
            - Nie mogę ci powiedzieć.
            - Dlaczego?
            Znów uciekł wzrokiem, a ja podeszłam do niego i złapałam za łokieć, jak za dawnych czasów, kiedy chciałam zwrócić na siebie jego uwagę.
            - Po prostu. Musisz to sama odkryć w swoim czasie.
            Uniosłam brwi do góry, ale nic nie powiedziałam. Już dawno przecież wykluczyłam możliwość, by ojciec Gabira, Raza Tarkaan był moim ojcem, a kiedyś naprawdę dużo o tym myślałam.  To, co teraz powiedział mi brunet… Nie jestem dobra w teoriach spiskowych, więc wciąż nic nie mówiąc odwróciłam się na pięcie i weszłam na schody, by dotrzeć do swojej komnaty. Moja zbroja nie była skończona, ale mimo wszystko chciałam ją mieć na sobie.
            Gabir mnie nie zatrzymywał. Nie wiem, co dalej ze sobą począł ale jakoś nie chciałam o tym rozmyślać.

            Nogawice leżały na mnie idealnie. Od wewnątrz podszyte delikatnym suknem, z zewnątrz zrobione z miękkiej skóry nie były najlepszą ochroną przed ciosami miecza, ale lepsze to niż suknia. Nie zdążyłam zrobić nogawic z kolczugi, jak to miałam w planach, lecz to powinno wystarczyć. Na górę założyłam lnianą, jasną koszulę sięgającą do połowy uda i tej samej długości koszulę z kolczugi. Na to coś w rodzaju skórzanego gorsetu, którego nie mogłam zasznurować jak zwykle – mój brzuch zaczął stawać się już widoczny. Na rękach umieściłam ochraniacze własnego pomysłu: stalowa płytka włożona w skórzany rękaw sięgający od nadgarstka prawie aż do łokcia mogła zablokować cios, gdybym upuściła tarczę. Włosy związałam w mocny warkocz, jak zwykle.
            Usłyszałam pukanie do komnaty. Przeraziłam się, że to Edmund, jednak w drzwiach ujrzałam Łucję. Była ubrana podobnie do mnie, z tym że jej strój był już skończony – na nogawicach z drobnych metalowych kółeczek były przymocowane nagolenniki które je przytrzymywały w miejscu, a na głowie miała lniany kaptur, na który mogła nałożyć hełm. Ja niestety nie miałam takich udogodnień, więc musiałam polegać na mojej magii, która poprzez ciążę niestety zmalała.
            - Gotowa? – spytała Łucja. Z podwójnego dna szafy wyciągnęłam jednoręczny, lekki miecz i włożyłam go do przymocowanej wcześniej u pasa pochwy.
            - Gotowa – odparłam i ruszyłyśmy bronić zamku.

11 komentarzy:

  1. hmm... Nie wiem co powiedzieć. Wciągający bardzo był ten rozdział, ale taki.. smutny. Według mnie. Dlaczego Noreen nie chce zaakceptować swojego stanu? Przecież to dzidziuś Edmunda! Ja na jej miejscu skakałabym pod sam sufit!
    No bez [przesady, mam dopiero 19 lat i na razie nie chcę być w ciąży, ale i tak nie rozumiem Noreen.
    No cóż. Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. [ SPAM ] Victoire Charpentier jest zwykłą nastolatką, którą pasjonuje muzyka. Jest niezwykle uzdolnioną dziewczyną. Gra na gitarze i śpiewa. Jest szczęśliwa, mając przy sobie oddanych przyjaciół i ojca, który byłby gotów zrobić dla niej wszystko. Dziewczynie nie brakuje niczego. Nauczyła się już, że zawsze jest dobrze i nie trzeba walczyć o przetrwanie. Jednak nadejdzie moment, gdy Victoire będzie musiała liczyć tylko na siebie. Otaczająca ją sielanka zniknie, a pozostanie tylko chłód i samotność. Co się stanie? Jak na to zareaguje dziewczyna, która przywykła do innych warunków? Jak, i czy w ogóle, sobie poradzi?
    Jesteś ciekawy/a odpowiedzi na te pytania? Chcesz wiedzieć, jak dalej się potoczą losy Victoire? W takim razie zapraszamy na www.melodia-uczucia.blogspot.com! Jeśli Ci się spodoba, to zostaw po sobie komentarz.
    Pozdrawiamy!

    PS. Przepraszamy za spam. Jeżeli Ci to przeszkadza, to możesz usunąć ten komentarz, przyjmując z naszej strony najszczersze przeprosiny. Trudno jest zaistnieć w blogosferze. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo spodobał mi się pomysł z retrospekcją oraz to, że pokazałaś jak czuła się wtedy Noreen. Przyznam, że na początku nie wiedziałam o co chodzi i myślałam, że po prostu zapomniałaś co działo się w poprzednim rozdziale. Na szczęście po chwili rozwiałaś wszystkie moje wątpliwości :)
    Trochę denerwuje mnie Łucja, skoro jest przyjaciółką Noreen dlaczego nie wspiera jej w decyzjach, nie próbuje zrozumieć. Jest strasznie zarozumiała, jak dla mnie.
    Ale Edmund zachował się dobrze. Przyjął wiadomość z pokorą i spokojem. Może nie skakał z radości, ale myślę, że na to przyjdzie czas.
    Chyba, że szykujesz inne zakończenie tego wątku niż happy end ;p
    Pozdrawiam serdecznie ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Się porobiło między naszymi zakochanymi...
    Szykuje się niezły zwrot akcji. I dobrze Będzie ciekawie :)
    Edmund zachował się bardzo... dorośle, mądrze, realistycznie, kiedy dowiedział się o dziecku.
    A Noreen? Cóż, fakt, że jest młoda. Ale uważa, że nie jest gotowa do bycia matką, a ten fakt wskazuje na to, że jak najbardziej jest gotowa.
    Ale pokręciłam... ale chyba rozumiesz o co mi chodzi?
    Zachowanie Łucji natomiast jest troszkę irytujące. Coś jakby zazdrościła bratu i (podobno) przyjaciółce, że się kochają i są szczęśliwi.
    P.S. Życzyłabym sobie więcej takich momentów, jak w drugim fragmencie ;D
    Niech wena będzie z tobą w te wakacje! 3A 4ever

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny, piszesz naprawdę ciekawie i poruszająco ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hm, chyba zrobiłam nie najlepsze wrażenie, tak wpadając na jeden komentarz, a potem znikając bez śladu. W sumie może nawet mnie nie pamiętasz. W każdym razie, cóż, zrobiłam sobie taką małą przerwę od czytania, ale teraz wracam i biorę się do nadrabiania, a zacząć muszę tam, gdzie skończyłam... czyli pora na rozdział jedenasty.
    No, no, proszę, a więc wskrzeszenie Białej Czarownicy udało się bez przeszkód, wszystko poszło jak po maśle. Ceremonia bardzo ciekawie Ci wyszła, zdecydowanie pasuje do takich mrocznych postaci. Pomocniczych czarownic zebrał się cały tłum, nie wiem, czy nie aż za dużo, bo większość to jak na razie puste twarze z przylepionymi imionami. Dlatego Kassyv tak mi się spodobała, miała w sobie coś charakterystycznego z tym sposobem wypowiadania się.
    Ech, wygląda na to, że Noreen wpakowała się po uszy. Sama zaaranżowała całą sytuację, a teraz nie dość, że mamuśka trochę ją rozczarowała tą kamienną obojętnością, to jeszcze ona sama już nie jest taka pewna, czego chce. Niby sama wywołała wojnę przeciwko Edmundowi i spółce, a teraz nagle zaczyna mieć wątpliwości. Ach, te uczucia. Potrafią zepsuć nawet najbardziej szatańskie plany.
    Pora na dwunastkę. Och, jaki mądry Edzio, słusznie spodziewał się wszystkiego najgorszego po powrocie do domu. Ładnie Ci wyszła ta sytuacja, cicho, tajemniczo, pusto... i Noreen na tronie. I walka, taki szermierczy pojedynek to coś, co lubię, o, i ta krew skapująca z policzka Edmunda... No cóż, nic dziwnego, że Edmund poczuł się zraniony. I zdradzony. I że jej nie wierzy. Pokazała już, że nie jest godna zaufania i wciąż się tego trzyma. Sama nie wiem, co o niej w tej chwili myśleć - działa zupełnie sprzecznie, z jednej strony występuje przeciwko Edmundowi, z drugiej twierdzi, że go kocha. A któż pojawił się na końcu, żeby znokautować Edmunda? Te nogi z kopytami kojarzą się z jakimś faunem, ewentualnie centaurem, ale pan Tumnus to chyba nie był.
    I to chyba ten moment, w którym Noreen powinna zauważyć, że mamusia jej wcale nie docenia, ona Edka kocha, a to wszytko jest bez sensu i brawurowo zasabotować akcję czarownic. Z drugiej strony do twarzy jej w tej wersji złowrogiej mścicielki. Niech tylko poukłada sobie te uczucia i zdecyduje się na jakiś jeden front, bo jak mówi jedno, a robi drugie, wypada bardzo chwiejnie. A Edmund lepiej niech jej nie ufa, tak dla własnego dobra.
    O, rozdział trzynasty bardzo mi się spodobał. Wiele się działo, no i zachowanie Noreen z jej własnej perspektywy nabrało więcej sensu. I ach, to był minotaur! Jakoś zupełnie o nich zapomniałam
    Zatem Noreen wreszcie poukładała sobie swoje uczucia i wygląda na to, że przeszła na jasną stronę mocy. No, no, nawet nieźle, widać, że jej postać wyewoluowała, że czegoś się nauczyła.
    Gdzieś w międzyczasie Gabir sobie zwiał, ciekawe, czy na dobre. Trochę go szkoda, miał potencjał. Ale ciekawie podsumował Łucję na odchodnym xd
    Jadis właściwie do tej pory wydawała mi się trochę... papierowa? Dopiero gdy zwróciła się do Piotra, stanęła mi przed oczami jak żywa, ta Czarownica, która zrobiła na mnie takie wrażenie w filmie. A potem scena kulminacyjna tego rozdziału, tyle się wydarzyło! Noreen postawiła się mamusi, odkryła w sobie jakieś niespodziewane pokłady mocy, porobiła trochę fajnej magii (lubię magię! ;D) i ułatwiła ucieczkę braciom. Teraz pozostaje im pozbierać jakąś armię... a Noreen chyba nie ma wyboru, musi do nich dołączyć, bo po tej akcji w pałacu Czarownicy raczej mile widziana nie będzie. Ewentualnie może działać na własną rękę, bo nie wiadomo, czy Edmund ponownie jej zaufa.
    W każdym razie - ta akcja to było coś ;>
    CDN

    OdpowiedzUsuń
  7. Następny rozdział znowu z perspektywy Edmunda. Zaczęło się od braterskiej pogawędki, całkiem sympatycznej, widać, że z Piotra niezły żartowniś. Ogólnie fajnie wyszedł taki lżejszy akcent, choć nie wiem, czy pasował do sytuacji. W obliczu takiego zagrożenia chyba nie powinno być im tak wesoło.
    Och, i urocze Bobry, mignęły na krótko, ale zachowałaś ten ich niepowtarzalny charakter ;)
    No brawo, nie ma to jak spić się bimbrem dzień przed wielką bitwą xd Ale nasi królowie chyba mają bardzo mocne głowy, bo następnego dnia byli w pełni sił, a w dodatku ze sporą, bardzo sprawną armią.
    Nieźle obmyśliłaś szturm na zamek, każdy oddział miał jakieś zadanie i sprawnie im poszło. Przy okazji Edmund natrafił na swoją dawną miłość, jak widać, nie miał szczęścia do dziewczyn.
    Zakończyło się na pełnej napięcia scenie z mieczem. Nie spodziewam się, żebyś tak po prostu pozwoliła Edkowi umrzeć... Choć może mnie zaskoczysz ;> Wszystko okaże się w kolejnym rozdziale, za który już się biorę ^^
    W sumie to po części mnie zaskoczyłaś. Bo choć można było się spodziewać, że Edka ktoś uratuje - i z dużym prawdopodobnieństwem mogła to być Noreen - nie spodziewałam się, że zrobi to tak... na śmierć, to znaczy własną. Ten jej niewidzialny udział w bitwie dobrze wypadł, w ten sposób też miała większy element zaskoczenia.
    Potem do akcji wtrącił się Aslan, powiedział parę mądrych rzeczy - i czyżby zagwarantował Noreen wspólną przyszłość i dziecko z Edmundem? ;> - i ją ożywił. Bardzo w stylu Aslana.
    Z powrotem wśród żywych okazało się, że Edmund kocha Noreen (chyba nic skuteczniej nie działa na wątpliwości w uczuciach niż powrót z zaświatów. Wtedy od razu wszyscy się kochają), Noreen kocha Edmunda, Edmund zabił Czarownicę... i będą żyli długo i szczęśliwie. A przynajmniej tak mogłoby się zdawać, skoro główny wątek się rozwiązał. Ale na szczęście została jeszcze Elovena i postanowiła namieszać, co dobrze wpływa zarówno na jej postać (robi coś! Ma swoje pięć minut! Może się wykazać!), jak i na akcję, bo to wcale jeszcze nie koniec.
    W następnym rozdziale sielsko i spokojnie... Przynajmniej na początku. Elovena nie atakowała, choć coś czułam, że nawet te trzy miesiące to za wcześnie, żeby zupełnie ją skreślać. Uczucie Noreen i Edmunda kwitnie, Piotr będzie pewnie próbował swoich sił w zdobyciu serca własnej ukochanej.
    Po przepowiedni Aslana wiadomo było, że Noreen prędzej czy później zajdzie w ciążę, jednak nie spodziwałam się, że nastąpi to aż tak wcześnie.
    Cieszę się, że rola Gabira jeszcze się nie skończyła. O co chodzi z tą siostrą? Czyżby on też miał ziemskiego ojca? Czy ma nieaktualne informacje? Przecież to niemożliwe, że Aslan się pomylił. Chyba że chodzi o pokrewieństwo przez matkę... Gabir synem Czarownicy? No nie wiem.
    Ale tymczasem zbliża się kolejna bitwa, być może trudniejsza od poprzedniej. Ciekawe, czy z tego starcia wszyscy wyjdą cało.
    W siedemnastce mnie zaskoczyłaś tym małym cofnięciem się w czasie. Ale pokazanie rozterek Noreen dodało jej realności, w końcu to jeszcze nastolatka, a ciąża to poważna zmiana w życiu.
    Nie spodziewałabym się po Łucji takiego bojowego nastawienia, ona zawsze była taka łagodna, to raczej Zuzannę widziałabym na polu bitwy. Ale że Noreen nie zrezygnowała ze swojego zamiaru z powodu ciąży? Przecież teraz odpowiada nie tylko za swoje życie. Powinna siedzieć w bezpiecznym miejscu i się nie wychylać.
    Do tego Gabir jest taki dziwnie tajemniczy, co takiego Noreen powinna odkryć?
    Ogólnie rzecz biorąc niezłe wrażenie zrobiły na mnie te rozdziały. Sporo się działo, kolejne części były chyba dłuższe niż te na początku, stylistycznie może zdarzały się potknięcia (uwaga na powtórzenia), ale niektóre opisy wyszły całkiem, całkiem, choćby ta zbroja pod koniec. Ja nawet nie miałam pojęcia, jak dokładnie takie coś powinno wyglądać Zresztą im więcej się pisze, tym lepiej to wychodzi, a Ty publikujesz z częstotliwością, której mogę tylko pozazdrościć.
    CDN

    OdpowiedzUsuń
  8. No i jak widać dołączyłaś do tego chyba całkiem licznego grona zniechęconych do onetu. Ja wciąż nie umiem sobie wyobrazić swojego opowiadania na innym portalu, za bardzo się przyzwyczaiłam, na szczęście od jakiegoś czasu trochę się tam poprawiło ;)
    I przepraszam, że tak trochę chaotycznie wyszedł ten komentarz, chyba nie potrafiłam tak do końca pozbierać myśli. Pozdrawiam ;)
    PS. I przepraszam za takie dzielenie komentarza na nie wiadomo ile kawałków, ale właśnie się dowiedziałam, że całość była za długa, żeby opublikować za jednym zamachem. Hm, na Onecie zawsze mogłam gadać ile chciałam, jeszcze się nie spotkałam z ograniczeniami ;<

    OdpowiedzUsuń
  9. www.dotknac-marzen.blog.onet.pl zapraszam serdecznie na rozdział 19: "Minusy sławy" :). / przesyłam powiadomienie zgodnie z prośbą i bardzo dziękuję za przemiły komentarz :). Gdy tylko wystartujesz z opowiadaniem o 1D - chętnie poczytam. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wybacz mi Earl Grey, że tak późno piszę. Już dawno miałam zabrać się do skomentowania Twojego rozdziału, ale wszystkie te sprawy ze studiami i to, co się z tym wiąże (czyli: mieszkanie, dojazd na uczelnię itp.) przygniotły Narnię na samo dno i dopiero teraz, po tym jak się dowiedziała, że dostałam się tam gdzie chciałam i mam już wszystko załatwione, mogę spokojnie zasiąść i skomentować.

    Nie dziwię się, że Łucja i Noreen wzięły udział w bitwie - Mężna zawsze była gotowa, aby zrobić wszystko by obronić Narnię, a Noreen zna się na walce i nie chce, aby coś stało się Edmundowi. Z medycznego punktu widzenia jedynie anoreksja może być przyczyną utraty miesiączki, a coś przeczuwam, że Noreen na nią nie choruje, więc powinni z Edmundem szykować już pokoik dla dziecka :) Szkoda tylko, że Noreen zachowuje się nieco, jak typowa nastolatka, która myśli dopiero po fakcie, ale kto by nie myślał? Ale że zaraz pozbycie się dziecka?! Aborcja w Narnii? O nie, nie, nie! Dopóki ja to czytam nie będzie tu żadnego usuwania dzieciaczków, zrozumiano?

    Mam nadzieję, że spędzasz wakacje wesoło i bez ekscesów :) I ze u Ciebie jest lepsza pogoda niż u mnie, bo gdyby nie napis na kalendarzu, ze jest lipiec to byłabym święcie przekonana, że jest jesień.

    Pozdrawiam,

    Pisarka

    OdpowiedzUsuń
  11. ♣ Witam serdecznie. Zauważyłam, że interesujesz się pisarstwem historii, dlatego chciałabym Ci zaproponować pewną stronę, której jestem założycielką. Jest to forum o tematyce magicznej. Zapewne jeżeli kiedykolwiek wpadła Ci w ręce książka bądź film „Harry Potter”, to zainteresuje Ciebie również Nasz wspaniały Vaylon. Pomiędzy Vaylonem a Potterem nie ma zbyt wielkiego podobieństwa. W obu znajduje się szkoła Magii, ale to nie jest Nasz główny priorytet. Nie tylko można uczęszczać do szkoły, ale także stworzyć postacie dorosłe, które z zamkiem nie będą miały nic wspólnego i będą żyły własnym życiem.
    ♣ Na tą chwilę najbardziej potrzeba Nam uczniów i profesorów, ponieważ rok szkolny zaczyna się już 1 września. Obecnie można być tylko uczniami pierwszej bądź drugiej klasy.
    Pozwolisz, że teraz przedstawię Ci pokrótce historię szkoły z roku 2010 (obecnie mamy 2012).
    ♣ Nadszedł rok 2010. Vaylon cieszył się wielką popularnością wśród nowych młodych i zdolnych czarodziei, którzy za wszelką cenę pragnęli wiedzieć więcej i więcej. Jednak nikt nie spodziewał się, że nadchodzą złe czasy, które zrujnują całą szkołę. Obecny wtedy dyrektor Alaster Midges nie był tym za kogo się podawał. Po długim udawaniu dobrego człowieka na jaw wyszły jego pomówienia i złe zamiary wobec szkoły. Chciał zawładnąć nią i rządzić według własnych zasad, złych zasad. Wszyscy się zlękli złego czarnoksiężnika. Był bowiem on jednym z najlepszych nekromantów i czarodziejów tych czasów. Profesorowie bardzo walczyli o to by nikt nie ucierpiał z uczniów, którzy kompletnie nie wiedzieli co się dzieje. Wszyscy próbowali się schronić przed zagładą. Dyrektor bowiem nie był sam. Miał za sobą wielu czarnoksiężników, tak samo złych i podłych jak On. Chcieli razem stworzyć własną utopię, dla tych którzy na to według nich zasługiwali. Poczciwi i dobrzy nie mieliby tutaj żadnego wstępu. Zło dla nich było najcenniejsze. Wiele osób tego nie przeżyło. Zginęli w obronie tego miejsca. Jednak po dość długiej walce Obrońcy Vaylonu zwyciężyli a Midges uciekł schańbiony porażką. Nikt od tej pory go wcale nie widział. Czy to oby na pewno był koniec walki?
    ♣ Teraz po dwóch latach od tego zajścia szkoła znów staje na nogi. Jedną z nielicznych osób, które to przetrwało był profesor Sebastian Adam Nathaniel Thiwel, który teraz stał się dyrektorem, po to by przywrócić temu miejscu swoją dawną chwałę. Wiedział, że przed nim stoi nie lada wyzwanie. Musiał odbudować wszystko od nowa. Jednak nie poddaje sie i wierzy, że to mu się uda. Czy oby na pewno?
    ♣ Już niedługo Alaster Midges znów zaatakuje szkołę. Czai się na razie przygotowując się do ofensywy na Vaylon. Czy zechcesz nam pomóc w Obronie szkoły, czy może jednak staniesz po stronie zła? Czy przyłączysz się do Naszej społeczności, tworząc wspólnie z nami Naszą własną historię?
    Jeżeli historia wzbudziła Twoją ciekawość, to zapraszam na:
    http://vaylon.one.pl/
    A może akurat Ci się u nas spodoba. W razie jakichkolwiek problemów pisz do: Sebastian Thiwel. To moje konto. Chętnie wytłumaczę co nieco i wspomogę w tworzeniu postaci.

    OdpowiedzUsuń