Część II: Rozdział 7


Noreen

            - Nareszcie. Gdzie cię tak wcięło? - przywitał mnie Gabir, gdy weszłam do jego pokoju. Kiedy uciekłam z plaży, najpierw dla niepoznaki poszłam do mojej komnaty i dopiero po kwadransie poszłam do przyjaciela.
            - Wprowadzałam w życie nasz plan. A tobie jak idzie, Panie Niecierpliwy?
            Gabir przeczesał palcami swoje włosy, które wyglądały jak milion brązowych sprężynek i oparł się o komodę. Na twarzy widniał wyraz zakłopotania. Nie chciał się odezwać - tak jak za dawnych lat, w Kalormenie, kiedy coś przeskrobał. Założyłam ręce na piersi i spojrzałam na niego wyzywająco. Był strasznie wysoki: dużo urósł przez ostatnie dwa lata. Ja i tak byłam wysoka, jak na dziewczynę - pewnie odziedziczyłam to po matce - a on był o głowę wyższy. No i przez te loki wydawał się jeszcze większy. Mimowolnie zaczęłam porównywać go do Edmunda. Król był niższy, ale i tak wysoki - a poza tym bardziej umięśniony. Gabir to chuderlak. Nawet, jeśli ma krzepę, to nie widać tego po nim. Ale tak właściwie co ja robię? - spytałam samą siebie. Edmund nie jest wart mojej uwagi, przecież to morderca. Nie do końca, no ale jednak.
            - Nie poszło mi zbyt dobrze... - przyznał w końcu. - Ale mam wymówkę! - dodał szybko, widząc mój wzrok.
            - Słucham - powiedziałam oschle. Z Edmundem szło mi nieźle, widziałam jego spojrzenie wtedy, na plaży, ale jednak chciałam mieć jakieś ubezpieczenie. Niestety, jeśli Gabirowi nie wyjdzie z Łucją to będę zdana tylko na siebie. Ale cóż, jeżeli mi też nie wyjdzie, trzeba będzie po prostu wyciągnąć sztylet.
            - Łucja chyba czuje coś do fauna Tumnusa - oznajmił mój przybrany brat. Zmarszczyłam nos.
            - Do tego cuchnącego kozła?
            Gabir tylko przytaknął. Ale w mojej głowie już zaczął się formować kolejny plan.

***

            Jedna ze służących poinformowała mnie, że Tumnus często przesiaduje w bibliotece i tam będę mogła go znaleźć. W drodze przez długie korytarze rozmyślałam o wielu sprawach, na przykład o tym, jak łatwo tu się zadomowiliśmy. Niby byliśmy przejazdem, ale jednak nikt nie pytał nas, czy nie chcemy udać się dalej, czy coś w tym stylu. Gdy zdobędę większą przychylność Edmunda, powiem mu, że chcemy już wyjechać, a on mnie tutaj zatrzyma. Trzeba będzie tak zrobić, żeby nie budzić podejrzeń.
            Kiedy weszłam do biblioteki, zatkało mnie. W naszym zamku nie miałyśmy z matką wielu książek, a te tutaj zajmowały większą część pomieszczenia. Półki ciągnęły się wzdłuż ścian, od podłogi do sufitu, a oprócz tego między nimi znajdował się istny labirynt z niższych już regałów. Tu i ówdzie stały fotele, sprawiające wrażenie bardzo wygodnych, w kilku miejscach można było zobaczyć też pulpity to pisania. Przy jednym z nich stał kozłonóg, którego poszukiwałam.
            - Witaj - powiedziałam. - Jesteś pan Tumnus, prawda? - uśmiechnęłam się przymilnie. On również się uśmiechnął.
            - A ty to ta przybyszka z Kalormenu, tak? - spytał, przyglądając mi się z sympatycznym zaciekawieniem. Znając plan zemsty wobec Edmunda, można by powiedzieć, że jestem nieczułą, zimną wiedźmą niczym moja matka. Ja jednak miałam w sobie odrobinę człowieczeństwa i zrobiło mi się trochę przykro, że wykorzystam teraz niewinnego fauna.
            - Co piszesz? - zapytałam, zaglądając mu przez ramię z udawaną ciekawością. Niestety, gdy zobaczyłam ten tekst pobladłam, a moje serce zamarło. Tumnus na szczęście nic nie zauważył.
            - Miałem kiedyś taką książkę, spisaną przez mojego pra-pra-pradziadka. Był to tylko zbiór baśni, takich dla małych dzieci. Bardzo podobały się Łucji, kiedy była jeszcze małą dziewczynką. Niestety, później zostałem złapany przez tych przeklętych sługusów Białej Czarownicy i zamieniony przez nią w kamień. Mimo tego, że wziąłem książkę ze sobą, ktoś mi ją musiał ukraść, bo kiedy Aslan przywrócił mnie do życia, już jej nie miałem. Teraz zbliżają się urodziny Łucji i przepisuję tyle, ile pamiętam - chciałbym jej to dać w prezencie.
            Opowiastki Fauna Ligrama - ten tytuł kołatał się w mojej głowie przez cały czas, gdy Tumnus mówił. Musiałam mieć nietęgą minę, ale źle ją zinterpretował.
            - Znasz chyba opowieść o Białej Czarownicy, która zniewoliła Narnię na sto lat? - spytał. Dla niepoznaki pokręciłam przecząco głową. Z drugiej strony jednak byłam ciekawa: jak sprawę przedstawiają Narnijczycy? Ja byłam jeszcze dzieckiem w tym czasie, ale nie narzekałam. Oglądałam różne figury stworzone przez matkę, które choć mnie przerażały, były zarazem fascynujące. Wychowywałam się z wilkami i ich zwyczaje nie były mi obce - dużo nauczyłam się od tych zwierząt. Surowa dyscyplina ukształtowała mnie tak a nie inaczej, ale życie w zamku z lodu i szkła nie było dla mnie torturą. Jedynym wyrazem buntu było czytanie zakazanej książki, tej, którą teraz Pan Tumnus próbował odtworzyć.
            - Może więc usiądziemy sobie gdzieś wygodnie i opowiem ci tę historię?
            - Oczywiście - zgodziłam się. - Może tam? - zaproponowałam dwa fotele stojące nieopodal siebie. Faun przysunął je bliżej siebie i zaczął swoja opowieść.
            - Już od dawna Biała Czarownica przymierzała się do przejęcia władzy w Narnii. Gdy zebrała potrzebną jej armię, uderzyła. Broniliśmy się, ale nie dość skutecznie. Żeby nas osłabić, a także dla własnej wygody, rzuciła czar, dzięki któremu zaczęła się wieczna zima. Według przepowiedni, po stu latach zjawili się nasi jedyni możliwi wybawcy: dwie córki Ewy i dwóch synów Adama. Podobno przybyli z innego świata. - Tumnus zaśmiał się, jakby to była najniedorzeczniejsza rzecz, którą słyszał, jednak ja nie wykluczałam prawdziwości tego. W końcu, z tego co wiem, moja matka też nie była stąd, że tak to ujmę. - Byli to właśnie królowa Łucja, królowa Zuzanna, król Edmund i król Piotr. Łucja trafiła tutaj pierwsza, i poznaliśmy się zupełnym przypadkiem. Niestety, Edmund, który trafił tutaj zaraz po niej, spotkał na początku Białą Czarownicę. Ta nakłoniła go do przyprowadzenia rodzeństwa do siebie. Przypadkiem zdradził on, że jedna z jego sióstr była już w Narnii i zaprzyjaźniła się z faunem Tumnusem. Wtedy zostałem pojmany. - Pan Tumnus bierze głęboki wdech, po czym kontynuuje. - Kiedy wreszcie cała czwórka rodzeństwa znalazła się w Narnii, spotkali państwa Bobrów, którzy opowiedzieli im o pradawnej przepowiedni. Edmund, na nieszczęście, postanowił sam wyruszyć do zamku Jadis - skrzywiłam się na dźwięk imienia mojej matki; wolałam, by ją nazywano jakkolwiek inaczej, nawet Białą Bestią, z czym się kiedyś spotkałam - i za nieprzyprowadzenie do siebie rodzeństwa ukarała, więżąc razem ze mną w lochach.  Niedługo po tym zostałem zamieniony w jedną z tych jej przerażających rzeźb,a w tym samym czasie jej czar przestał działać: zaczęła się wiosna.
            - Opowiadasz jej naszą historię? - usłyszałam głos Łucji, który przerwał Tumnusowi. A szkoda, na prawdę zaczęłam się wciągać. Dziewczyna usiadła na brzegu jego fotela, wprawiając fauna w lekkie zakłopotanie.
            - Tak - przyznał.
            - Mogę kontynuować? - zapytała. Skinęłam głową z uśmiechem, jednak cały czas przyglądałam się tej dwójce. Królowa zakochana w faunie? Coś tu jest nie tak. Dlatego należy jak najszybciej wprowadzić w życie mój plan wobec nich. - Razem z Piotrem i Zuzanną dotarliśmy do obozu Aslana. Były tam liczne wojska, przygotowujące się na spotkanie z Białą Bestią. - A nie mówiłam? - Wielki Lew wysłał wojska, by odbiły Edmunda z jej rąk. W zamian jednak żądała ona krwi zdrajcy, chociaż my już dawno przebaczyliśmy bratu. Aslan poszedł zamiast niego, lecz zgodnie z dawnymi prawami śmierć nie miała praw do tego, kto zginął niewinny. W tym czasie zaczęła się wojna. Chłopcy dowodzili naszą armią. Kiedy Aslan ożył, wraz z Zuzą wyruszyłyśmy z nim do zamku Czarownicy, a on ożywił wszystkie rzeźby. Były to posiłki dla naszych ledwo dających sobie radę wojsk. Biała Wiedźma sama ruszyła do boju, ale Edmund złamał jej główne narzędzie, różdżkę. Niestety, raniła go dotkliwie i tylko dzięki mojemu wyciągowi z ogniokrzewu mógł przeżyć. Wielki Lew skończył z Czarownicą, a jej armia zarządziła odwrót. Wkrótce potem zostaliśmy koronowani i zasiedliśmy na czterech tronach Ker-Paravelu. I żyjemy długo i szczęśliwie. - Łucja skończyła opowieść z uśmiechem.  - Jakieś pytania?
            - Nawet dwa. - Też się uśmiechnęłam. - Co się stało z ciałem Czarownicy?
            - Och, nikt nie wie - powiedziała dziewczyna.
            - Polegli ze strony Jadis zostali pochowani, ale jej ciała nie znaleźliśmy. Aslan musiał maczać w tym palce. A raczej pazury - wytłumaczył mi Tumnus.
            - A drugie pytanie?
            - Czy Aslan nadal tu jest? - Bałam się, że jeśli odpowiedź będzie brzmiała "tak" stracę panowanie nad sobą.
            - Niestety nie. Ale przecież to nie do końca oswojony kot. - Łucja i faun zaśmiali się ze znanego tylko im powodu, a ja niezauważalnie westchnęłam z ulgą; jeden wróg mniej.
            Nadal jednak się zastanawiałam nad tą parą. Czy łatwo mi będzie to rozegrać? Wydają się bardzo przywiązani do siebie, w końcu znają się od lat.
            - A teraz mój powód przyjścia tutaj: mogę cię porwać na chwilę? - królowa popatrzyła na mnie wyczekująco.
            - Oczywiście - zgodziłam się i machając Tumnusowi na pożegnanie podążyłam za Łucją. A więc tak to przedstawiają Narnijczycy. Biała Czarownica tyranem, a rodzeństwo wybawcami. Mamo, gdybyś to słyszała...
            Nagle coś mi przyszło do głowy i stanęłam jak wryta.
            - Mogę mieć jeszcze jedno pytanie? - Zatrzymałam Łucję.
            - Jasne.
            - A co się stało z tą różdżką, którą zniszczył Edmund?
            - Pewnie wiedźmy ją zabrały - królowa wzruszyła ramionami, a moje serce zabiło szybciej.
            Jest nadzieja.

***

            - Chodzi o Gabira - powiedziała Łucja, zamykając drzwi swojej komnaty. Tak szybko mi zaufała... Ale czemu nie? Jestem przecież tylko "Przybyszką z Kalormenu", przypadkiem wpakowałam się w sidła, z których mnie uratowała, i jestem "zadurzona" w Edmundzie. Nie ma czego się obawiać.
            - A o co dokładnie? - postanowiłam grać niewinną, niczego nieświadomą.
            - Wiesz, mam taki mały problem. - Podeszła do łóżka i usiadła na nim, poklepując miejsce obok siebie. Przysiadłam się do niej. - Bo... Znam Tumnusa już od wielu lat. Przyjaźnimy się. A ja jakiś czas temu zorientowałam się, że chciałabym... czegoś więcej. - Spojrzała na mnie z wyczekiwaniem i oglądała moją reakcję. Ja pokiwałam głową.
            - Tak, widziałam to w bibliotece. Ale co ma do tego mój brat?
            - Bo on wszystko pomieszał! - wybuchła. - To znaczy... Wybacz, nie chciałam - powiedziała ze skruchą. Uśmiechnęłam się pocieszająco i skinęłam głową na znak, by kontynuowała. - Do tej pory byłam pewna, że jestem zakochana w Tumnusie, już przygotowywałam się, żeby mu o tym powiedzieć, ale jak zobaczyłam Gabira, jak zaczęłam z nim rozmawiać po raz pierwszy... Wszystko stanęło na głowie.
            - W moim kraju jest takie powiedzenie - zaczęłam, po czym ostrożnie dobierałam słowa, próbując je sobie dokładnie przypomnieć. Tak na prawdę nie pochodziły one z Kalormenu, gdzie ledwo co uniknęłam wydania za mąż za starego Tarkaana, tylko z Opowiastek Fauna Ligrama. - Jeśli kochasz jedną osobę, a zakochasz się w drugiej, bądź z drugą. Jeśli się w niej zakochałeś, to znaczy, że tej pierwszej tak na prawdę nie kochałeś. Czy jakoś tak.
            Oczy Łucji zrobiły się wielkie jak spodki, po czym nagle mnie przytuliła.
            - Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - powiedziała podekscytowanym głosem. Wstała z łóżka i zaczęła tańczyć po pokoju. Ja tylko siedziałam i przyglądałam się jej z uniesionymi brwiami. Po chwili stwierdziłam, że  z nią chyba jest coś nie tak.
            - To... Ja już chyba pójdę - stwierdziłam i skierowałam się do drzwi. Kiedy dotknęłam klamki Łucja odciągnęła mnie stamtąd. - Ej! - wykrzyknęłam.
            - Nie spiesz się tak! Teraz trzeba wymyślić, jak zeswatać ciebie z Edmundem! - powiedziała radośnie, a moje zdziwienie jeszcze ją rozśmieszyło. Usadziła mnie z powrotem na łóżku i zmusiła do przyznania, że jej brat mi się podoba. Kiedy zaczęła mi dawać rady, stwierdziłam, że jednak nie jest szalona. A przynajmniej nie świadomie. Bo skąd by miała wiedzieć, że swoimi radami tylko przyspiesza swoją zgubę?
            Usłyszałyśmy pukanie do drzwi.
            - Proszę! - krzyknęła Łucja, a ja nie miałam czasu na zastanowienie się, kto to może być. Kiedy drzwi się otwarły, ujrzałyśmy Edmunda.
            - Łucjo, chciałem cię przeprosić - powiedział do siostry, ale nagle mnie zauważył. Wyraźnie się zdziwił. - Hm, może jednak przyjdę później - oznajmił po chwili niewygodnej ciszy, szybko się ulatniając.
            - Biegnij za nim, już! - szepnęła do mnie królowa i wypchnęła z komnaty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz