Noreen
-
Nareszcie. Gdzie cię tak wcięło? - przywitał mnie Gabir, gdy weszłam do jego
pokoju. Kiedy uciekłam z plaży, najpierw dla niepoznaki poszłam do mojej
komnaty i dopiero po kwadransie poszłam do przyjaciela.
-
Wprowadzałam w życie nasz plan. A tobie jak idzie, Panie Niecierpliwy?
Gabir
przeczesał palcami swoje włosy, które wyglądały jak milion brązowych sprężynek
i oparł się o komodę. Na twarzy widniał wyraz zakłopotania. Nie chciał się
odezwać - tak jak za dawnych lat, w Kalormenie, kiedy coś przeskrobał.
Założyłam ręce na piersi i spojrzałam na niego wyzywająco. Był strasznie
wysoki: dużo urósł przez ostatnie dwa lata. Ja i tak byłam wysoka, jak na
dziewczynę - pewnie odziedziczyłam to po matce - a on był o głowę wyższy. No i
przez te loki wydawał się jeszcze większy. Mimowolnie zaczęłam porównywać go do
Edmunda. Król był niższy, ale i tak wysoki - a poza tym bardziej umięśniony.
Gabir to chuderlak. Nawet, jeśli ma krzepę, to nie widać tego po nim. Ale tak
właściwie co ja robię? - spytałam samą siebie. Edmund nie jest wart mojej
uwagi, przecież to morderca. Nie do końca, no ale jednak.
- Nie
poszło mi zbyt dobrze... - przyznał w końcu. - Ale mam wymówkę! - dodał szybko,
widząc mój wzrok.
- Słucham -
powiedziałam oschle. Z Edmundem szło mi nieźle, widziałam jego spojrzenie
wtedy, na plaży, ale jednak chciałam mieć jakieś ubezpieczenie. Niestety, jeśli
Gabirowi nie wyjdzie z Łucją to będę zdana tylko na siebie. Ale cóż, jeżeli mi
też nie wyjdzie, trzeba będzie po prostu wyciągnąć sztylet.
- Łucja
chyba czuje coś do fauna Tumnusa - oznajmił mój przybrany brat. Zmarszczyłam
nos.
- Do tego
cuchnącego kozła?
Gabir tylko
przytaknął. Ale w mojej głowie już zaczął się formować kolejny plan.
***
Jedna ze
służących poinformowała mnie, że Tumnus często przesiaduje w bibliotece i tam
będę mogła go znaleźć. W drodze przez długie korytarze rozmyślałam o wielu
sprawach, na przykład o tym, jak łatwo tu się zadomowiliśmy. Niby byliśmy
przejazdem, ale jednak nikt nie pytał nas, czy nie chcemy udać się dalej, czy
coś w tym stylu. Gdy zdobędę większą przychylność Edmunda, powiem mu, że chcemy
już wyjechać, a on mnie tutaj zatrzyma. Trzeba będzie tak zrobić, żeby nie
budzić podejrzeń.
Kiedy
weszłam do biblioteki, zatkało mnie. W naszym zamku nie miałyśmy z matką wielu
książek, a te tutaj zajmowały większą część pomieszczenia. Półki ciągnęły się
wzdłuż ścian, od podłogi do sufitu, a oprócz tego między nimi znajdował się
istny labirynt z niższych już regałów. Tu i ówdzie stały fotele, sprawiające
wrażenie bardzo wygodnych, w kilku miejscach można było zobaczyć też pulpity to
pisania. Przy jednym z nich stał kozłonóg, którego poszukiwałam.
- Witaj -
powiedziałam. - Jesteś pan Tumnus, prawda? - uśmiechnęłam się przymilnie. On
również się uśmiechnął.
- A ty to
ta przybyszka z Kalormenu, tak? - spytał, przyglądając mi się z sympatycznym
zaciekawieniem. Znając plan zemsty wobec Edmunda, można by powiedzieć, że
jestem nieczułą, zimną wiedźmą niczym moja matka. Ja jednak miałam w sobie
odrobinę człowieczeństwa i zrobiło mi się trochę przykro, że wykorzystam teraz
niewinnego fauna.
- Co
piszesz? - zapytałam, zaglądając mu przez ramię z udawaną ciekawością.
Niestety, gdy zobaczyłam ten tekst pobladłam, a moje serce zamarło. Tumnus na
szczęście nic nie zauważył.
- Miałem
kiedyś taką książkę, spisaną przez mojego pra-pra-pradziadka. Był to tylko
zbiór baśni, takich dla małych dzieci. Bardzo podobały się Łucji, kiedy była
jeszcze małą dziewczynką. Niestety, później zostałem złapany przez tych
przeklętych sługusów Białej Czarownicy i zamieniony przez nią w kamień. Mimo
tego, że wziąłem książkę ze sobą, ktoś mi ją musiał ukraść, bo kiedy Aslan
przywrócił mnie do życia, już jej nie miałem. Teraz zbliżają się urodziny Łucji
i przepisuję tyle, ile pamiętam - chciałbym jej to dać w prezencie.
Opowiastki
Fauna Ligrama - ten tytuł kołatał się w mojej głowie przez cały czas, gdy
Tumnus mówił. Musiałam mieć nietęgą minę, ale źle ją zinterpretował.
- Znasz
chyba opowieść o Białej Czarownicy, która zniewoliła Narnię na sto lat? -
spytał. Dla niepoznaki pokręciłam przecząco głową. Z drugiej strony jednak
byłam ciekawa: jak sprawę przedstawiają Narnijczycy? Ja byłam jeszcze dzieckiem
w tym czasie, ale nie narzekałam. Oglądałam różne figury stworzone przez matkę,
które choć mnie przerażały, były zarazem fascynujące. Wychowywałam się z wilkami
i ich zwyczaje nie były mi obce - dużo nauczyłam się od tych zwierząt. Surowa
dyscyplina ukształtowała mnie tak a nie inaczej, ale życie w zamku z lodu i
szkła nie było dla mnie torturą. Jedynym wyrazem buntu było czytanie zakazanej
książki, tej, którą teraz Pan Tumnus próbował odtworzyć.
- Może więc
usiądziemy sobie gdzieś wygodnie i opowiem ci tę historię?
-
Oczywiście - zgodziłam się. - Może tam? - zaproponowałam dwa fotele stojące
nieopodal siebie. Faun przysunął je bliżej siebie i zaczął swoja opowieść.
- Już od
dawna Biała Czarownica przymierzała się do przejęcia władzy w Narnii. Gdy
zebrała potrzebną jej armię, uderzyła. Broniliśmy się, ale nie dość skutecznie.
Żeby nas osłabić, a także dla własnej wygody, rzuciła czar, dzięki któremu
zaczęła się wieczna zima. Według przepowiedni, po stu latach zjawili się nasi
jedyni możliwi wybawcy: dwie córki Ewy i dwóch synów Adama. Podobno przybyli z
innego świata. - Tumnus zaśmiał się, jakby to była najniedorzeczniejsza rzecz,
którą słyszał, jednak ja nie wykluczałam prawdziwości tego. W końcu, z tego co
wiem, moja matka też nie była stąd, że tak to ujmę. - Byli to właśnie królowa
Łucja, królowa Zuzanna, król Edmund i król Piotr. Łucja trafiła tutaj pierwsza,
i poznaliśmy się zupełnym przypadkiem. Niestety, Edmund, który trafił tutaj
zaraz po niej, spotkał na początku Białą Czarownicę. Ta nakłoniła go do
przyprowadzenia rodzeństwa do siebie. Przypadkiem zdradził on, że jedna z jego
sióstr była już w Narnii i zaprzyjaźniła się z faunem Tumnusem. Wtedy zostałem pojmany.
- Pan Tumnus bierze głęboki wdech, po czym kontynuuje. - Kiedy wreszcie cała
czwórka rodzeństwa znalazła się w Narnii, spotkali państwa Bobrów, którzy
opowiedzieli im o pradawnej przepowiedni. Edmund, na nieszczęście, postanowił
sam wyruszyć do zamku Jadis - skrzywiłam się na dźwięk imienia mojej matki;
wolałam, by ją nazywano jakkolwiek inaczej, nawet Białą Bestią, z czym się
kiedyś spotkałam - i za nieprzyprowadzenie do siebie rodzeństwa ukarała, więżąc
razem ze mną w lochach. Niedługo po tym
zostałem zamieniony w jedną z tych jej przerażających rzeźb,a w tym samym
czasie jej czar przestał działać: zaczęła się wiosna.
-
Opowiadasz jej naszą historię? - usłyszałam głos Łucji, który przerwał
Tumnusowi. A szkoda, na prawdę zaczęłam się wciągać. Dziewczyna usiadła na
brzegu jego fotela, wprawiając fauna w lekkie zakłopotanie.
- Tak -
przyznał.
- Mogę
kontynuować? - zapytała. Skinęłam głową z uśmiechem, jednak cały czas
przyglądałam się tej dwójce. Królowa zakochana w faunie? Coś tu jest nie tak.
Dlatego należy jak najszybciej wprowadzić w życie mój plan wobec nich. - Razem
z Piotrem i Zuzanną dotarliśmy do obozu Aslana. Były tam liczne wojska,
przygotowujące się na spotkanie z Białą Bestią. - A nie mówiłam? - Wielki Lew
wysłał wojska, by odbiły Edmunda z jej rąk. W zamian jednak żądała ona krwi
zdrajcy, chociaż my już dawno przebaczyliśmy bratu. Aslan poszedł zamiast
niego, lecz zgodnie z dawnymi prawami śmierć nie miała praw do tego, kto zginął
niewinny. W tym czasie zaczęła się wojna. Chłopcy dowodzili naszą armią. Kiedy
Aslan ożył, wraz z Zuzą wyruszyłyśmy z nim do zamku Czarownicy, a on ożywił
wszystkie rzeźby. Były to posiłki dla naszych ledwo dających sobie radę wojsk.
Biała Wiedźma sama ruszyła do boju, ale Edmund złamał jej główne narzędzie, różdżkę.
Niestety, raniła go dotkliwie i tylko dzięki mojemu wyciągowi z ogniokrzewu
mógł przeżyć. Wielki Lew skończył z Czarownicą, a jej armia zarządziła odwrót.
Wkrótce potem zostaliśmy koronowani i zasiedliśmy na czterech tronach
Ker-Paravelu. I żyjemy długo i szczęśliwie. - Łucja skończyła opowieść z
uśmiechem. - Jakieś pytania?
- Nawet
dwa. - Też się uśmiechnęłam. - Co się stało z ciałem Czarownicy?
- Och, nikt
nie wie - powiedziała dziewczyna.
- Polegli
ze strony Jadis zostali pochowani, ale jej ciała nie znaleźliśmy. Aslan musiał
maczać w tym palce. A raczej pazury - wytłumaczył mi Tumnus.
- A drugie
pytanie?
- Czy Aslan
nadal tu jest? - Bałam się, że jeśli odpowiedź będzie brzmiała "tak"
stracę panowanie nad sobą.
- Niestety
nie. Ale przecież to nie do końca oswojony kot. - Łucja i faun zaśmiali się ze
znanego tylko im powodu, a ja niezauważalnie westchnęłam z ulgą; jeden wróg
mniej.
Nadal
jednak się zastanawiałam nad tą parą. Czy łatwo mi będzie to rozegrać? Wydają
się bardzo przywiązani do siebie, w końcu znają się od lat.
- A teraz
mój powód przyjścia tutaj: mogę cię porwać na chwilę? - królowa popatrzyła na
mnie wyczekująco.
-
Oczywiście - zgodziłam się i machając Tumnusowi na pożegnanie podążyłam za
Łucją. A więc tak to przedstawiają Narnijczycy. Biała Czarownica tyranem, a
rodzeństwo wybawcami. Mamo, gdybyś to słyszała...
Nagle coś
mi przyszło do głowy i stanęłam jak wryta.
- Mogę mieć
jeszcze jedno pytanie? - Zatrzymałam Łucję.
- Jasne.
- A co się
stało z tą różdżką, którą zniszczył Edmund?
- Pewnie
wiedźmy ją zabrały - królowa wzruszyła ramionami, a moje serce zabiło szybciej.
Jest
nadzieja.
***
- Chodzi o
Gabira - powiedziała Łucja, zamykając drzwi swojej komnaty. Tak szybko mi
zaufała... Ale czemu nie? Jestem przecież tylko "Przybyszką z
Kalormenu", przypadkiem wpakowałam się w sidła, z których mnie uratowała,
i jestem "zadurzona" w Edmundzie. Nie ma czego się obawiać.
- A o co
dokładnie? - postanowiłam grać niewinną, niczego nieświadomą.
- Wiesz,
mam taki mały problem. - Podeszła do łóżka i usiadła na nim, poklepując miejsce
obok siebie. Przysiadłam się do niej. - Bo... Znam Tumnusa już od wielu lat.
Przyjaźnimy się. A ja jakiś czas temu zorientowałam się, że chciałabym...
czegoś więcej. - Spojrzała na mnie z wyczekiwaniem i oglądała moją reakcję. Ja
pokiwałam głową.
- Tak,
widziałam to w bibliotece. Ale co ma do tego mój brat?
- Bo on
wszystko pomieszał! - wybuchła. - To znaczy... Wybacz, nie chciałam -
powiedziała ze skruchą. Uśmiechnęłam się pocieszająco i skinęłam głową na znak,
by kontynuowała. - Do tej pory byłam pewna, że jestem zakochana w Tumnusie, już
przygotowywałam się, żeby mu o tym powiedzieć, ale jak zobaczyłam Gabira, jak
zaczęłam z nim rozmawiać po raz pierwszy... Wszystko stanęło na głowie.
- W moim
kraju jest takie powiedzenie - zaczęłam, po czym ostrożnie dobierałam słowa,
próbując je sobie dokładnie przypomnieć. Tak na prawdę nie pochodziły one z
Kalormenu, gdzie ledwo co uniknęłam wydania za mąż za starego Tarkaana, tylko z
Opowiastek Fauna Ligrama. - Jeśli kochasz jedną osobę, a zakochasz się w
drugiej, bądź z drugą. Jeśli się w niej zakochałeś, to znaczy, że tej pierwszej
tak na prawdę nie kochałeś. Czy jakoś tak.
Oczy Łucji
zrobiły się wielkie jak spodki, po czym nagle mnie przytuliła.
- Dziękuję,
dziękuję, dziękuję! - powiedziała podekscytowanym głosem. Wstała z łóżka i
zaczęła tańczyć po pokoju. Ja tylko siedziałam i przyglądałam się jej z
uniesionymi brwiami. Po chwili stwierdziłam, że
z nią chyba jest coś nie tak.
- To... Ja
już chyba pójdę - stwierdziłam i skierowałam się do drzwi. Kiedy dotknęłam
klamki Łucja odciągnęła mnie stamtąd. - Ej! - wykrzyknęłam.
- Nie
spiesz się tak! Teraz trzeba wymyślić, jak zeswatać ciebie z Edmundem! -
powiedziała radośnie, a moje zdziwienie jeszcze ją rozśmieszyło. Usadziła mnie
z powrotem na łóżku i zmusiła do przyznania, że jej brat mi się podoba. Kiedy
zaczęła mi dawać rady, stwierdziłam, że jednak nie jest szalona. A przynajmniej
nie świadomie. Bo skąd by miała wiedzieć, że swoimi radami tylko przyspiesza
swoją zgubę?
Usłyszałyśmy
pukanie do drzwi.
- Proszę! -
krzyknęła Łucja, a ja nie miałam czasu na zastanowienie się, kto to może być.
Kiedy drzwi się otwarły, ujrzałyśmy Edmunda.
- Łucjo,
chciałem cię przeprosić - powiedział do siostry, ale nagle mnie zauważył.
Wyraźnie się zdziwił. - Hm, może jednak przyjdę później - oznajmił po chwili
niewygodnej ciszy, szybko się ulatniając.
- Biegnij za
nim, już! - szepnęła do mnie królowa i wypchnęła z komnaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz