Edmund
Od czasu,
gdy zabiłem Białą Czarownicę, minęły dwa tygodnie – a Elovena nie atakowała. To
było podejrzane. Bardzo.
Dzień był
ciepły, już od samego rana zanosiło się na upał. Razem z Piotrem ćwiczyliśmy na
łące nieopodal zamku. Wysiłek fizyczny dobrze nam robił – odstresowywał, a
zarazem mogliśmy się przygotować do kolejnych bitew.
- Następnym
razem postaraj się bardziej – powiedziałem, przystawiając bratu ostrze do
klatki piersiowej. On ze śmiechem upuścił swój miecz i podniósł ręce nad głowę.
- Poddaję
się, Edmundzie Niezwyciężony – powiedział, na co sam się uśmiechnąłem.
- Nie ma
sprawy, Łamaczu Kobiecych Serc.
Zuzanna
parsknęła śmiechem. Wraz z Noreen siedziały pod drzewem i naprawiały kolczugi.
Była to bardzo mozolna robota, ale przydatna – w końcu szykowaliśmy się na wojnę.
Nie tylko my potrzebowaliśmy zbroi, ale też wszelakie zwierzęta czy stworzenia.
Zapatrzyłem
się na Noreen. W skupieniu łączyła drobne metalowe kółeczka, poświęcając im
całą swą uwagę. Promienie słońca przechodzące między liśćmi rozświetlały jej
włosy splecione w warkocz. Gdyby nie mój refleks, miecz Piotra właśnie odciąłby
mi dłoń.
- Przez nią
nie umiesz się skupić na niczym – powiedział cicho.
- I to jest
powód, żeby mnie atakować?
- Tak.
Iskry się
posypały, gdy dwa ostrza się ze sobą starły. Zaczęliśmy walczyć tak
zapamiętale, że omal nie pokaleczyliśmy się, kiedy usłyszeliśmy Łucję
wykrzykującą imię Piotra. Musieliśmy jednak skończyć walkę. Po następnych kilku
minutach, gdy mięśnie zaczęły mnie naprawdę boleć, udało mi się czubkiem mojego
miecza wyrwać bratu jego broń z ręki. Oddychając ciężko, spojrzeliśmy na drugi
koniec łąki, gdzie obok Noreen i Zuzanny stała Łucja i jakaś kobieta z córką.
Dziewczyna była kilka lat od nas młodsza, miała blond włosy do ramion i prostą,
lnianą sukienkę, jak jej matka. Nie wiedziałem, kim były, ale Piotr chyba tak –
sądząc po tym, iż od razu podbiegł do nich. Ja poszedłem i dotarłem do nich
później. Dziewczyna miała zaróżowione policzki i wyglądała na zakłopotaną.
Fakt, na czas treningu zdjęliśmy z Piotrem koszule, ale nie uważałem tego za
nic nadzwyczajnego…
Dziewczyna
i jej matka dygnęły, gdy się do nich zbliżyłem.
- Drogie
panie, poznajcie króla Edmunda – zaprezentował mnie brat. Ukłoniłem się i
włożyłem miecz do pochwy. Piotr szybko wciągnął na siebie koszulę i zaprosił
kobiety na spacer. Poszli wzdłuż linii drzew, a ja usiadłem naprzeciw moich
sióstr i Noreen, skrywających się w cieniu przed upałem. Zuzanna podała mi
bukłak z wodą, za co byłem jej serdecznie wdzięczny.
- Kto to? –
spytałem, gdy już ugasiłem pragnienie.
- Jakieś
zielarki z Telmaru – odpowiedziała Łucja, na co ja zakrztusiłem się ostatnim
łykiem wody. Noreen zmarszczyła brwi. Z jednej strony chciałem jej powiedzieć,
a z drugiej… Nie wiedziałem, czy mogę. W końcu to była tak jakby tajemnica Piotra,
prawda?
- Za szybko
chciałem połknąć, to wszystko – wyjaśniłem dziewczynom, ale patrząc na Noreen
mogłem przysiąc, że będzie mnie o to później męczyć. Nie byłem dla niej
tajemnicą – potrafiła mnie przejrzeć na wylot, że tak to ujmę.
I vice
versa.
Gdy ją
poznałem, stanowiła dla mnie jedną wielką zagadkę. Teraz patrząc na nią
niemalże mogłem powiedzieć, o czym myśli. Co się z nami stało…?
Na całe
szczęście, żadne z naszej trójki – Noreen, Piotr i ja – nie miało ochoty
ogłaszać światu tego, czyją córką była Noreen.
Moje siostry wiedziały, że Gabir zdradził, ale nie wiedziały, że Noreen
też. Myślały, że jest też gdzieś porwana razem z nimi. Nie wyprowadzaliśmy ich
z błędu, ale też nie utwierdzaliśmy ich w tym. To była taka nasza
niewypowiedziana na głos umowa.
Obserwowałem
pracujące dziewczyny, do których dołączyła teraz Łucja. Piotr zniknął z mojego
pola widzenia, ale zastanawiałem się o czym rozmawiał teraz z Sofie i jej
matką. Sam mówił, że „on ją lubi, a ona jego jeszcze nie” więc nie mogła być to
rozmowa o zaręczynach. Więc o czym? Umysł mojego brata jak zwykle pracował
inaczej niż wszystkie inne. Może to dlatego to on został Wielkim Królem?
W przeciągu
kilkunastu minut niebo zasnuło się chmurami i zaczął wiać zimny wiatr.
Zadrżałem. Włożyłem z powrotem koszulę i wstałem, oferując dłoń Noreen. Ta
również wstała i bez słowa ruszyliśmy w
stronę zamku. Moje siostry podążyły za
nami, jednak trzymały się w odpowiedniej odległości, byśmy nie słyszeli
nawzajem swoich rozmów.
- Piotr
opowiadał mi o niej – zacząłem.
- O
dziewczynie?
Pokiwałem
głową.
- Z tego co wiem, chyba jest w niej zakochany,
ale bez wzajemności.
- Król
zakochany w zielarce? – zdziwiła się Noreen. – Jako król powinien wyjść za
jakąś szlachciankę, albo córkę jakiegoś Tarkaana…
- Też
jestem królem – przypomniałem jej.
- Ale to co
innego – powiedziała zmieszana.
- Ja nie
widzę różnicy.
- Ale
wszyscy myślą, że pochodzę z jakiegoś kalormeńskiego rodu, prawda? A poza tym
Piotr jest najstarszym z was. Powinien dawać przykład i tak dalej…
- Nie
tłumacz się już, rozumiem o co ci chodzi. – Pocałowałem ją w policzek na znak
rozejmu. Uśmiechnęła się na to i już nie ciągnęliśmy tematu.
- Trzeba ci
wyciągnąć szwy – powiedziała po chwili milczenia, dotykając delikatnie mojej
rany. Skrzywiłem się, ale nie na jej dotyk, tylko na myśl o tym zabiegu. Gdzieś
daleko w mojej pamięci zakotwiczony był obraz wyciągania szwów z mojego kolana,
gdy jeszcze byłem dzieckiem.
W końcu
jednak przyznałem rację Noreen i udaliśmy się do zamku. Tam zostałem poddany
bardzo bolesnemu zabiegowi – z własnej woli. Jasne, Łucja mogłaby uleczyć mnie
dzięki swojemu magicznemu kordiałowi, ale nie chciałem tego. Noreen też usilnie
mnie do tego namawiała, ale stanowczo zaprotestowałem. To miał być znak tego,
że zawsze można wybaczyć. Zawsze.
Ciach –
małe nożyczki przecinają nić. Jedno mocne szarpnięcie, a zaraz potem chłód
nasączonego wodą wacika. I znów – ciach, szarpnięcie, chłód. I tak dalej, i tak
dalej…
***
- Nie
wierzę, że to zrobiłeś.
- To
uwierz.
- Jesteś
nienormalny.
- To
trudno.
- Nie wiem,
czy to miłość, czy pożądanie, ale to cię zaślepia! Zaczynasz podejmować jakieś
bezsensowne decyzje…
- Nie
wiedziałem, że będę dostawał reprymendę od młodszego brata.
- To jest
tylko ostrzeżenie. Jeśli nie będziesz ostrożniejszy, a w swoich wyborach nie
będziesz kierować się rozumem, to marny nasz los.
***
Wielki Król
– też mi coś. Prędzej Król Wielkich Pomyłek.
By zbliżyć
się do Sofie, zatrudnił ją w naszym zamku jako królewską zielarkę.
Jasne,
czemu nie.
Niech cię
rozprasza, geniuszu.
Niech nas
Elovena wszystkich pozabija, bo ty się zakochałeś.
***
- Więc nie
podoba ci się to, że twój brat sobie kogoś znalazł?
Pokręciłem
przecząco głową. Staliśmy z Noreen na balkonie i opieraliśmy się o balustradę.
Deszcz siąpił z nieba, ale my się tym nie przejmowaliśmy. Obserwowaliśmy ponury
krajobraz i rozmawialiśmy. Tak po
prostu…
- Nie
chodzi o to – zaprotestowałem. – Sęk w tym, że ona go będzie niewątpliwie
rozpraszać.
-
Przypominam, że ty też masz dziewczynę – powiedziała cicho.
- Ale mnie
nie rozprasza.
- Och,
doprawdy? – spytała z uśmiechem zwiastującym kłopoty. Złapała w ręce suknię,
unosząc ją do pół łydki i mrugnęła. – Złap mnie.
Czuliśmy
się jak dzieci, gdy goniłem ją po całym zamku. Jak niewinne dzieci, które nie
wiedzą, co to wojna, które nie wiedzą, co to polityka, które cieszą się tym, co
mają. Beztrosko biorą świat taki, jakim się im go podaje.
Przebiegliśmy
przez kuchnię, o mało co nie przyprawiając Mamy Niedźwiedzicy o zawał serca i
wypadliśmy na dwór. Z nieba woda lała się teraz niczym z kranu, więc bardzo
szybko przemokliśmy do suchej nitki. W pewnym momencie Noreen poślizgnęła się
na błocie i gdyby nie ja, już by w nim leżała. Złapałem ją w pasie i
przyciągnąłem do siebie. Cała mokra, z włosami przyklejonymi do twarzy,
wyglądała tak samo pięknie jak zawsze – a może nawet i piękniej.
- Kocham
cię, wiesz? – spytałem.
- Wiem –
odparła, wspięła się na palce i mnie pocałowała. Poczułem się jak jeden z
bohaterów romansów, które namiętnie czytywała Łucja, a potem zadręczała mnie
opowieściami o nich. Ale było mi wszystko jedno. W tej chwili byłem ja i była
Noreen. Po prostu.
***
Od czasu, gdy
zabiłem Białą Czarownicę minęły już trzy miesiące - a Elovena nie zaatakowała.
W końcu
pogodziliśmy się z tym, że chyba nie zdołała zebrać odpowiedniej ilości wojsk i
po prostu się poddała. Oczywiście, mogła chcieć uśpić naszą czujność, ale nie
robiłaby tego tak długo.
Upalny maj przerodził się w parny sierpień. Nadal
ćwiczyliśmy z Piotrem, a on nadal nie potrafił mnie pokonać. Dziewczyny
naprawiły już wszelkie zbroje i teraz zajmowały się różnymi innymi kobiecymi
rzeczami – krawiectwem, śpiewem, pomagały Mamie Niedźwiedzicy i Pani Misiowej w
kuchni.
Często
grywaliśmy z Noreen w szachy. Dziedzina, w której niegdyś byłem niedościgniony,
okazała się dla niej zbyt prostym wyzwaniem i często mnie ogrywała. Najlepiej
jednak było, gdy siedzieliśmy cały dzień w bibliotece, rozgrywając jedną
partię. Wybiegaliśmy myślami o dziesięć kroków przeciwnika naprzód, i to w
różnych kombinacjach. Łucja żartowała, że gdyby się przysłuchać, można by
usłyszeć jak nasze mózgi ciężko pracują.
- Szach i
mat – powiedziałem zaskoczony po niecałych trzech godzinach gry. Noreen była
dziś zupełnie rozkojarzona, robiła takie ruchy, a których normalnie by nie
pomyślała. Wiedziałem, że coś ją trapi, ale nie miałem pojęcia co.
-
Edmundzie… - zaczęła, a moje obawy wzrosły. Już od jakiegoś czasu nie zwracała
się do mnie pełnym imieniem. Coś się musiał stać, to pewne.
Noreen
wstała z fotela i obeszła oddzielający nas stół. Odgadując jej zamiary
przyjąłem ją na swoje kolana i objąłem w pasie. Ona oparła swoją głowę o moje
ramię i przez jakiś czas siedzieliśmy w milczeniu.
- Jestem w
ciąży.
Trzy słowa
– tak wiele.
Nic nie
powiedziałem. Musiałem sobie to przemyśleć. Ciąża. Dziecko. Będę ojcem. Ojcem.
Szczerze
mówiąc, nie zastanawiałem się jeszcze nad małżeństwem. Jasne, ja kochałem ją,
ona mnie… Ale przypuszczam, że żadne z nas nie myślało o tym jeszcze. Dla mnie
ten termin był tak abstrakcyjny…
Ciąża.
Na Grzywę
Lwa, będę mieć dziecko.
- Panie! –
usłyszałem krzyk zza drzwi. Uniosłem głowę w tym momencie, gdy do biblioteki
wpadł jeden z młodszych faunów. Pokłonił się szybko – widać było, że jest
zdenerwowany. – Jakiś jeździec prosi o spotkanie z panią Noreen.
- Kto to
taki? – spytała, wstając. Nawet na mnie nie spojrzała.
- Nie
przedstawił się, ale jeżeli będzie pani zwlekać, obawiam się, że sam do pani
przyjdzie. Jest bardzo zdeterminowany.
Z
przerażeniem na twarzy Noreen pobiegła za faunem, a ja pospieszyłem za nimi.
Już u szczytu schodów zobaczyliśmy szarpiącego się mężczyznę, przytrzymywanego
przez dwóch minotaurów. Gdy zeszliśmy na dół uspokoił się i spojrzał na nas.
Zaskoczony stwierdziłem, że to Gabir – z krótszymi włosami, ale i z lekkim
zarostem. W jego oczach czaił się strach, ale i odrobina szaleństwa.
Pozostałem
z tyłu, a Noreen do niego podeszła.
- Co tu
robisz? – spytała chłodno. Gabir wzdrygnął się i dopiero po chwili
odpowiedział.
- Elovena
zaraz was zaatakuje!
Noreen
założyła ręce na piersi i spojrzała na niego z powątpiewaniem.
- Nie
kłamię! Oni już tu idą!
- A
dlaczego miałbyś nas o tym informować?
- Bo jesteś
moją siostrą i cię kocham!
- Już nie
jestem twoją siostrą – powiedziała i już chciała się odwrócić, gdy Gabir znów
krzyknął.
- Jesteś
moją rodzoną siostrą!
Nastała
taka cisza, że upuszczona szpilka nie tyle co byłaby słyszalna, ale
zagłuszyłaby dźwięk wirującego w powietrzu kurzu. Dwie rewelacje w ciągu
kilkunastu minut. Jeszcze coś i już przestanę cokolwiek pojmować. Noreen mówiła
mi, że ojciec Gabira ją przygarnął… Ale czy mógł być to aż taki zbieg
okoliczności, że okazało się, że to jej prawdziwy ojciec? Tyle pytań, tak mało
odpowiedzi.
Krzyk jastrzębia
rozdarł ciszę niczym nożyczki tnące materiał. Chwilę potem ujrzeliśmy w
otwartych wrotach lądującego ptaka.
- Zbliża
się wroga armia, wasza wysokość! – zwrócił się do mnie. Młody faun postukał
nerwowo kopytkami, minotaury spojrzały na siebie. Gabir miał minę mówiącą „A nie mówiłem?”
Nie
oglądając się Noreen wyciągnęła do tyłu dłoń, którą zaraz ująłem. A jednak
Elovena była cały czas czujna, cały czas się przygotowywała.
- Powiadom
królowe – zwróciłem się do fauna – a ty leć poszukać króla Piotra –
powiedziałem do jastrzębia. – Moje siostry powinny być u siebie, a brat
wyjechał na polowanie. Wy – tym razem odwróciłem się do minotaurów – jak
najszybciej zorganizujcie armię. Puśćcie chłopaka, chyba już nie będzie
sprawiał kłopotów.
Każde ze
stworzeń po szybkim ukłonie poszło w swoją stronę. Gabira odprawiłem, by
zaprowadził swego konia do stajni. Kiedy zostaliśmy sami, Noreen wreszcie się
do mnie odwróciła.
-
Przysięgnij mi, że nic ci się nie stanie – powiedziała wiedząc, że broniąc
zamku stanę w pierwszej linii.
- Nie mogę
tego zrobić – odparłem zgodnie z prawdą. – Ale postaram się. Dla… - zawahałem
się przez chwilę, po czym dotknąłem jej brzucha. – Dla was.
Cóż mogę powiedzieć? Rozdział jak zwykle świetny, wciągający i zaskakujący :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o ciążę Noreen to wcale mnie jakoś nie zdziwiła, czułam, że w końcu do tego dojdzie. Jednak nie sądziłam, że stanie się to w obliczu wojny...
Bardzo cieszę się, że podobały ci się moje zdjęcia i umieściłaś je w bohaterach. To wiele dla mnie znaczy.
Pozdrawiam cię cieplutko ;*
Mnie ten rozdział również przypadł do gustu. Ciąża Noreen również nie była dla mnie zaskoczeniem, ale cieszę się, że tak się stało. Nasz król będzie miał potomka!!! Trzeba się radować!
OdpowiedzUsuńA Piotr... Zakochał się! I to w zielarce! Plus dla niego, że nie robi różnicy pomiędzy statusem społecznym. Będzie ślub? Byc może.
Pozdrawiam,
Paulina
Zapraszam na rozdział 11! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział 12! :)
OdpowiedzUsuńI znowu o mnie zapomniałaś!
OdpowiedzUsuńMam chęć Cię skrzyczeć!
powiadom mnie proszę o następnym rozdziale.
tylko nie wiem czy robisz to nadal na onecie ale czekam niecierpliwie.
Tak właściwie to informuje przez gadu-gadu, więc jeśli chcesz to po prostu podaj swój numer ;)
Usuń[SPAM] Bruce jest typem człowieka, który nie może w spokoju usiedzieć na tyłku. Więc dlaczego siedzi przed laptopem i spisuje 52 lata swojego życia? Refleksja? A może dlatego, że lider jego zespołu kazał mu to zrobić? Bądź co bądź, Bruce opowiada o swoim szalonym żywocie i nie tylko jako członka jednego z najlepszych zespołów na świecie, ale także o prywatnym życiu, nienormalnej rodzinie i dziwnych rzeczach, które zdarzają mu się każdego dnia. http://born-in-58.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za gigantyczne opóźnienie - znowu - i za brak udziału w konkursie. Rozdział mnie nie zaskoczył - tak samo ciąża Noreen - ale uważam, że takie też są potrzebne, by troche rozładować atmosferę itp. (Nie wiem, czy to się trzyma kupy, ale tak mi się wydaje). No cóż, widzę, że na blogspocie udało ci się ustawić fajny szablon - ja jakoś nie potrafię się z nim dogadać. Na szczęscie onet wraca do normy.
OdpowiedzUsuńWreszcie mogę zaprosić na kolejny rozdział na narnijskie-marzenia.blog.onet.pl - o ile jeszcze czytasz.
Pozdrawiam (Meg)
Doskonale Cię rozumiem Earl Grey, jeśli chodzi o problemy z Onetem - ja ostatnio, na szczęście nie mam z nim żadnych problemów, o dziwo. Ale rozumiem, że naprawdę daje w kość o czym się przekonałam abrdzo dobrze. Nie musisz więc się przejmować tym, że musiałaś przenieść bloga - jak mus to mus i tyle. A tak przy okazji - piekny szbalon.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Noreen zaskarbiła sobie znowu zaufanie i pryzjaźń rodzeństwa Edmunda - tym razem słusznie choć nieco podstępnie, biorąc pod uwagę fakt, że Zuzanna i Łucja nie wiedzą, że Noreen także odpowiada za zdradę. Edziu bez koszuli... Za taki widok pewnie niejedna by zabiła ;D Dobrze też wiedzieć, że jest szczęsliwy z Noreen, ale tego, że zostanie tatuśkiem to bym się nie spodziewała za Chiny ludowe! Oj Edziu, to żeś wpadł ;)
Pozdrawiam,
kiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńJeżeli chciałabyś, aby Twój blog nadal znajdował się w katalogu na http://rejestr-blogow.blogspot.com (przeniesionego z http://rejestr.blog.onet.pl), to prosiłabym o umieszczenie w ciągu siedmiu dni linku lub buttonu do Rejestru.
Pozdrawiam.
Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale miałam lekkie urwanie głowy. Rozdział genialny! I ciąża, i zachowanie Edmunda, i rozpoczynająca się wojna... wszystko przedstawiłaś w bardzo ujmujący sposób! Poinformujesz mnie o nn? GG: 37865325
OdpowiedzUsuń