Noreen
Od tego
momentu minęły już pełne dwa tygodnie, a ja nadal się nie oswoiłam z myślą, co
się stało, co zrobiłam. Jasne, plan był taki, by uwieść Edmunda - jednak nie
myślałam, że sprawy posuną się aż tak daleko. Nie planowałam takiego rozwoju
wydarzeń i bałam się przyznać sama przed sobą, że dałam się ponieść emocjom.
Próbowałam sobie tłumaczyć, że to tylko część mojej misji, że teraz mój plan
zadziała jeszcze lepiej, jednak oszukiwałam tym samą siebie. To nie miało nic
wspólnego z moim planem i wiedziałam o tym aż za dobrze, jednak nie potrafiłam
przyjąć tego do wiadomości.
Po takim
zdarzeniu powinniśmy częściej ze sobą przebywać, jednak przez ten cały czas się
unikaliśmy. W akcie desperacji chciałam wyjechać, jednak Gabir mnie
powstrzymał. Nie zdradziłam mu prawdziwego powodu mojej chęci ucieczki, więc
wydało mu się to bezsensowne. Tyle lat planowałam zemstę i nagle mi się
odechciewa?
Jednak taka
była prawda: nie czułam już urazy do Edmunda. Potrafiłam wyobrazić sobie, co
czuł, gdy walczył z moją matką. Oszukała go, zwiodła, a on był tylko małym,
ufnym chłopcem. Zniewoliła Narnię na tak długo, a on był jednym z
przepowiadanych królów. Nie zabił jej - przypuszczam, że nawet gdyby nie złamał
jej różdżki, nie miałaby szans z Aslanem.
Dlatego też
zmieniłam mój plan. Nadal odczuwałam pragnienie zemsty, a chwila zatracenia z
Edmundem nie mogła tego ze mnie wykorzenić.
Już odkąd
przybyliśmy do Narnii, Rudogon dostał ode mnie misję: znalezienie
najzagorzalszych popleczników matki i opowiedzenie im o mnie. Miał ich powiadomić,
żeby byli w pogotowiu, bo jestem gotowa odzyskać honor Jadis. Wtedy jeszcze mój
plan dotyczył Sprawiedliwego, więc zadanie Rudogona było czysto asekuracyjne,
jednak teraz nabrało nowego znaczenia - szczególnie, że jestem tak blisko
odnalezienia różdżki. Bo przez te dwa tygodnie, oprócz unikania Edmunda jak
ognia, nie snułam się jedynie po zamku. Długo myślałam nad planem i nad właśnie
tym jednym jedynym mankamentem, który chciałam zlikwidować - na próżno. Bo
gdyby nie on, mój plan B powiódłby się znakomicie. Przywołanie matki do życia,
zebranie armii, wywołanie wojny. Ale ta jedna rzecz mi wybitnie przeszkadzała,
choć w dalszym ciągu realizowałam moje założenia pomimo niej.
Sądzę, że
zakochałam się w królu Edmundzie.
Właśnie
dlatego go unikałam. Nie wiedziałam, co zrobiłabym znów w jego obecności. Nie
podobało mi się to uczucie. Wcześniej, pomimo pierwszego wrażenia które zwaliło
mnie z nóg, nadal odczuwałam tylko nienawiść, a momentami dziwną fascynację.
Kiedy jednak w bawialni król miał taki nieobecny wyraz twarzy, oznajmiający, że
ciężko rozmyśla nad moimi słowami, które wyrwały mi się nieopatrznie, musiałam
te jego myśli skierować na inny tor. Pocałowałam go tylko dla tego jednego
powodu, jednak w tym momencie coś między nami pękło, tak jakby oddzielający nas
mur został zburzony - a teraz odbudowany z jeszcze większą dokładnością, by nie
rozpadł się już tak łatwo. Moje wcześniejsze gesty, nieznaczny flirt, wszystko
było grą aktorską, która zakończyła się w momencie pocałunku.
Można
powiedzieć, że momentalnie poczuliśmy ze sobą jakąś więź. Było tak, jakbyśmy
byli ze sobą już tysiące lat: nasze umysły były połączone niemal namacalną
nicią, ciała jakby znały się od dawna. Wszystko było mieszanką wielu emocji.
Co się ze
mną stało?
***
Jeszcze ani
razu nie wróciłam do bawialni. Nie potrafiłam nawet przejść obok korytarzem.
Wolałam przesiadywać w bibliotece - jeśli nie spotykałam się z Rudogonem.
Czasem zagłębiałam się w lekturze, a czasem po prostu chodziłam między regałami
i odczytywałam tytuły grubych ksiąg. Najczęściej byłam tam sama, ewentualnie z
Tumnusem spisującym Opowiastki Fauna Ligrama. Nie rozmawialiśmy zbyt dużo, ale
też nie przeszkadzaliśmy sobie nawzajem.
Tym razem
się zdziwiłam, bo już z oddali słychać było z biblioteki podniesione głosy. Na
dźwięk jednego z nich serce zabiło mi mocniej. Najciszej jak umiałam podeszłam
do drzwi i zaczęłam nasłuchiwać.
- Jestem
twoją siostrą! - wykrzyknęła Łucja.
-
Niesamowite! - odparł Edmund.
- Czyli
wolisz topić smutki w winie, zamiast mi się wygadać? - królowa była oburzona.
Zamarłam. Czyżby Edmund właśnie upijał się ze względu na mnie? Poczułam się
okropnie, a z tego powodu jeszcze gorzej. Bałam się stwierdzenia, że mi na nim
zależy. To nie powinno tak być. Nie
powinnam się tak przejmować... Nie nim.
- Nie
zrozumiesz - powiedział w końcu Edmund.
- Czego
mogłabym nie zrozumieć? Czy zrobiłeś coś aż tak strasznego?
- Nie.
- No
widzisz! Możesz mi powiedzieć, naprawdę! Obiecuję, że zrozumiem!
Przez
chwilę panowała cisza. Bałam się, że Łucja i Edmund usłyszą bicie mojego serca
- wydawało mi się tak głośne. Co on jej powie? Jak ona zareaguje? Mimo, że
byłyśmy w podobnym wieku, ja planowałam wojnę, a Mężna wydawała mi się
niewinnym dzieckiem.
-
Przespałem się z Noreen.
Na
wielkiego Tasza, powiedział to.
Wcześniej
nie chciałam nazywać tego po imieniu, wolałam zakopać daleko, w zakamarkach
umysłu, teraz jednak z całą mocą dotarło do mnie, co się właściwie stało.
Poczułam niesamowite gorąco na policzkach i natychmiast zakryłam je dłońmi.
- Że. Co.
Zrobiłeś? - Każde słowo wypowiedziane przez Łucję brzmiało jak osobne zdanie.
Ton jej głosu nie wróżył nic dobrego.
- Miałem ci
powiedzieć, prawda? Obiecałaś, że zrozumiesz.
- Ale nie
takie coś! Zrozumiałabym, gdybyś się z nią pokłócił albo coś. Chciałam was
zeswatać, ale nie chodziło mi o to!
Sprawiedliwy
milczał.
- O rany,
myślałam, że masz trochę oleju w głowie!
-
Sugerujesz, że to był błąd?
- I to
wielki! A co, jak się okaże, że jest w ciąży, albo coś? Wiem że nie odzywała
się do ciebie już jakiś czas, a to coś musi zwiastować!
- Nie wiem
jak ona, ale ja niczego nie żałuję. - Usłyszałam kroki zbliżające się do drzwi
i przeraziłam się, że chłopak zaraz mnie nakryje.
- Czekaj! -
zawołała Łucja, a ja odetchnęłam z ulgą. - W takim razie dlaczego jesteś taki
przygnębiony? Nadal cię nie rozumiem, ale skoro nie żałujesz to dlaczego...
- Bo
zaczęła mnie unikać, mądralo! Kiedy się zorientowała, co się stało, po prostu
uciekła. Chciała wyjechać, wiem to od Gabira. Nie mam pojęcia, jakie motywy nią
kierują, dlaczego zawsze chce zwiać jak najdalej. - Trzask rozbijanego o
posadzkę szkła.
To wszystko
spadło na mnie jak kubeł zimnej wody. Może moją ucieczkę opisał zbyt
dramatycznie, ale reszta była prawdą. Zawsze uciekałam, gdy się czegoś bałam.
Bałam się zostać w Narnii - uciekłam do Kalormenu. Bałam się, że ojciec Gabira
uziemi mnie za zadawanie się z nie tymi ludźmi, z którymi powinnam - uciekłam z
domu na kilka dni. Zawsze tak było. Nigdy nie myślałam, że to coś złego, teraz
jednak to do mnie dotarło. Byłam tak oszołomiona, że zareagowałam za późno na
kroki i stanęłam twarzą w twarz z Edmundem.
Na początku
staliśmy po prostu naprzeciw siebie i mierzyliśmy się wzrokiem. Ja jego,
ubranego schludnie jak zwykle, jednak wyglądającego mizernie, a on mnie - może
na to nie wyglądającą, ale rozbitą psychicznie. Moje emocje nie miały żadnego
sensu, mieszały się ze sobą i uciekały, wracały ze zdwojoną siłą a potem
kompletnie znikały, by pojawić się w połączeniu z jeszcze innymi.
- Ja też
niczego nie żałuję - powiedziałam cicho. Odwróciłam się od niego i chciałam
pobiec do swojej komnaty, jednak zatrzymałam się w pół kroku. Nie mogę zawsze
uciekać. Musiałam to przezwyciężyć, choćbym była i najodważniejszą kobietą na
świecie, niczym moja matka.
Poczułam,
że Edmund łapie mnie za rękę. Odetchnęłam głęboko i zwróciłam się do niego.
Znów przez chwilę na siebie patrzyliśmy. Nie wiem jak, ale nagle po prostu
znalazłam się w jego objęciach. Oparłam policzek o jego ramię i zamknęłam oczy.
Nie musieliśmy nic mówić, rozumieliśmy się bez słów. Były to takie jakby
przeprosiny z mojej strony, które on przyjmował. Nie miałam mu za złe tego, że
czuć było od niego wino. Wiem, że to przeze mnie, jednak swoją postawą mówił
"wybaczam".
Usłyszałam,
jak Łucja głośno wciąga powietrze. Popatrzyłam ponad ramieniem Edmunda i
ujrzałam jej zdegustowaną minę - wiedziałam, że wyobraża sobie niestworzone
rzeczy, ale zignorowałam to. Szybko
odeszła, tupiąc głośno.
- Nie
przejmuj się nią - szepnął mi do ucha. - Ona jeszcze do tego nie dorosła.
- Jest ode
mnie rok starsza - odparłam.
- Tylko
fizycznie.
Zaśmiałam
się cicho. Czułam się szczęśliwie, na prawdę szczęśliwie. To uczucie wypełniało
mnie od koniuszków palców po czubek głowy. W tym momencie nie mogłam myśleć o
żadnych moich planach związanych z zemstą czy czymkolwiek innym. Pierwszy raz w
życiu byłam tak szczęśliwa - paradoksalnie, z chłopakiem (mężczyzną?) którego
niegdyś chciałam zabić.
Nie wiem,
ile czasu minęło, ale znów dobiegł nas odgłos kroków - tym razem
delikatniejszych. Kiedy oboje odwróciliśmy się w tamtym kierunku, ujrzeliśmy
geparda. Edmund uśmiechnął się na jakieś wspomnienie, jednak kot tego nie
zauważył. Można powiedzieć, że nie przejął się także mną. Wyglądał na
zdenerwowanego, jego ogon drżał lekko.
- Przyszła
wiadomość od króla Piotra - oznajmił. Chłopak już nie wyglądał na takiego
wesołego - jego twarz nabrała wyrazu typowo królewskiego, poważnego.
- Jak
przypuszczam wieści nie są dobre?
- Niestety,
panie. W Telmarze wybuchł bunt mieszczan przeciw lordom. Król Piotr obawia się,
że może się to przerodzić w wojnę domową i prosi, byś tam jak najszybciej
dotarł.
- Jadę z
tobą - powiedziałam szybko, jednak Edmund popatrzył na mnie przepraszająco.
- Nie
możesz. Wybacz.
- Dlaczego?
Czy królowe też jadą? - drugie pytanie skierowałam do geparda.
- Nie, król
Piotr surowo tego zabronił.
Zawiedziona
odwróciłam się z powrotem do Edmunda, posyłając mu błagalne spojrzenie, on
jednak był nieugięty.
- Nie chcę,
by coś ci się stało. Proszę, zostań tu z moimi siostrami.
Nie chciałam
się na to zgodzić, jednak pokiwałam głową jako potwierdzenie. Mogłabym
wskrzesić matkę, pomyślałam, jednak wydało mi się to strasznie nie na miejscu,
skoro Edmund jechał zapobiegać wojnie. Nadal niestety byłam przepełniona
pragnieniem zemsty na Aslanie.
Sprawiedliwy
pocałował mnie w czoło.
- Będę
tęsknić - powiedział i odszedł z gepardem, zostawiając mnie na pastwę Łucji i
Zuzanny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz