Część III: Rozdział 9

Noreen

            Od tego momentu minęły już pełne dwa tygodnie, a ja nadal się nie oswoiłam z myślą, co się stało, co zrobiłam. Jasne, plan był taki, by uwieść Edmunda - jednak nie myślałam, że sprawy posuną się aż tak daleko. Nie planowałam takiego rozwoju wydarzeń i bałam się przyznać sama przed sobą, że dałam się ponieść emocjom. Próbowałam sobie tłumaczyć, że to tylko część mojej misji, że teraz mój plan zadziała jeszcze lepiej, jednak oszukiwałam tym samą siebie. To nie miało nic wspólnego z moim planem i wiedziałam o tym aż za dobrze, jednak nie potrafiłam przyjąć tego do wiadomości.
            Po takim zdarzeniu powinniśmy częściej ze sobą przebywać, jednak przez ten cały czas się unikaliśmy. W akcie desperacji chciałam wyjechać, jednak Gabir mnie powstrzymał. Nie zdradziłam mu prawdziwego powodu mojej chęci ucieczki, więc wydało mu się to bezsensowne. Tyle lat planowałam zemstę i nagle mi się odechciewa?
            Jednak taka była prawda: nie czułam już urazy do Edmunda. Potrafiłam wyobrazić sobie, co czuł, gdy walczył z moją matką. Oszukała go, zwiodła, a on był tylko małym, ufnym chłopcem. Zniewoliła Narnię na tak długo, a on był jednym z przepowiadanych królów. Nie zabił jej - przypuszczam, że nawet gdyby nie złamał jej różdżki, nie miałaby szans z Aslanem.
            Dlatego też zmieniłam mój plan. Nadal odczuwałam pragnienie zemsty, a chwila zatracenia z Edmundem nie mogła tego ze mnie wykorzenić.
            Już odkąd przybyliśmy do Narnii, Rudogon dostał ode mnie misję: znalezienie najzagorzalszych popleczników matki i opowiedzenie im o mnie. Miał ich powiadomić, żeby byli w pogotowiu, bo jestem gotowa odzyskać honor Jadis. Wtedy jeszcze mój plan dotyczył Sprawiedliwego, więc zadanie Rudogona było czysto asekuracyjne, jednak teraz nabrało nowego znaczenia - szczególnie, że jestem tak blisko odnalezienia różdżki. Bo przez te dwa tygodnie, oprócz unikania Edmunda jak ognia, nie snułam się jedynie po zamku. Długo myślałam nad planem i nad właśnie tym jednym jedynym mankamentem, który chciałam zlikwidować - na próżno. Bo gdyby nie on, mój plan B powiódłby się znakomicie. Przywołanie matki do życia, zebranie armii, wywołanie wojny. Ale ta jedna rzecz mi wybitnie przeszkadzała, choć w dalszym ciągu realizowałam moje założenia pomimo niej.
            Sądzę, że zakochałam się w królu Edmundzie.
            Właśnie dlatego go unikałam. Nie wiedziałam, co zrobiłabym znów w jego obecności. Nie podobało mi się to uczucie. Wcześniej, pomimo pierwszego wrażenia które zwaliło mnie z nóg, nadal odczuwałam tylko nienawiść, a momentami dziwną fascynację. Kiedy jednak w bawialni król miał taki nieobecny wyraz twarzy, oznajmiający, że ciężko rozmyśla nad moimi słowami, które wyrwały mi się nieopatrznie, musiałam te jego myśli skierować na inny tor. Pocałowałam go tylko dla tego jednego powodu, jednak w tym momencie coś między nami pękło, tak jakby oddzielający nas mur został zburzony - a teraz odbudowany z jeszcze większą dokładnością, by nie rozpadł się już tak łatwo. Moje wcześniejsze gesty, nieznaczny flirt, wszystko było grą aktorską, która zakończyła się w momencie pocałunku.
            Można powiedzieć, że momentalnie poczuliśmy ze sobą jakąś więź. Było tak, jakbyśmy byli ze sobą już tysiące lat: nasze umysły były połączone niemal namacalną nicią, ciała jakby znały się od dawna. Wszystko było mieszanką wielu emocji.
            Co się ze mną stało?

***
            Jeszcze ani razu nie wróciłam do bawialni. Nie potrafiłam nawet przejść obok korytarzem. Wolałam przesiadywać w bibliotece - jeśli nie spotykałam się z Rudogonem. Czasem zagłębiałam się w lekturze, a czasem po prostu chodziłam między regałami i odczytywałam tytuły grubych ksiąg. Najczęściej byłam tam sama, ewentualnie z Tumnusem spisującym Opowiastki Fauna Ligrama. Nie rozmawialiśmy zbyt dużo, ale też nie przeszkadzaliśmy sobie nawzajem.
            Tym razem się zdziwiłam, bo już z oddali słychać było z biblioteki podniesione głosy. Na dźwięk jednego z nich serce zabiło mi mocniej. Najciszej jak umiałam podeszłam do drzwi i zaczęłam nasłuchiwać.
            - Jestem twoją siostrą! - wykrzyknęła Łucja.
            - Niesamowite! - odparł Edmund.
            - Czyli wolisz topić smutki w winie, zamiast mi się wygadać? - królowa była oburzona. Zamarłam. Czyżby Edmund właśnie upijał się ze względu na mnie? Poczułam się okropnie, a z tego powodu jeszcze gorzej. Bałam się stwierdzenia, że mi na nim zależy. To nie powinno tak być.  Nie powinnam się tak przejmować... Nie nim.
            - Nie zrozumiesz - powiedział w końcu Edmund.
            - Czego mogłabym nie zrozumieć? Czy zrobiłeś coś aż tak strasznego?
            - Nie.
            - No widzisz! Możesz mi powiedzieć, naprawdę! Obiecuję, że zrozumiem!
            Przez chwilę panowała cisza. Bałam się, że Łucja i Edmund usłyszą bicie mojego serca - wydawało mi się tak głośne. Co on jej powie? Jak ona zareaguje? Mimo, że byłyśmy w podobnym wieku, ja planowałam wojnę, a Mężna wydawała mi się niewinnym dzieckiem.
            - Przespałem się z Noreen.
            Na wielkiego Tasza, powiedział to.
            Wcześniej nie chciałam nazywać tego po imieniu, wolałam zakopać daleko, w zakamarkach umysłu, teraz jednak z całą mocą dotarło do mnie, co się właściwie stało. Poczułam niesamowite gorąco na policzkach i natychmiast zakryłam je dłońmi.
            - Że. Co. Zrobiłeś? - Każde słowo wypowiedziane przez Łucję brzmiało jak osobne zdanie. Ton jej głosu nie wróżył nic dobrego.
            - Miałem ci powiedzieć, prawda? Obiecałaś, że zrozumiesz.
            - Ale nie takie coś! Zrozumiałabym, gdybyś się z nią pokłócił albo coś. Chciałam was zeswatać, ale nie chodziło mi o to!
            Sprawiedliwy milczał.
            - O rany, myślałam, że masz trochę oleju w głowie!
            - Sugerujesz, że to był błąd?
            - I to wielki! A co, jak się okaże, że jest w ciąży, albo coś? Wiem że nie odzywała się do ciebie już jakiś czas, a to coś musi zwiastować!
            - Nie wiem jak ona, ale ja niczego nie żałuję. - Usłyszałam kroki zbliżające się do drzwi i przeraziłam się, że chłopak zaraz mnie nakryje.
            - Czekaj! - zawołała Łucja, a ja odetchnęłam z ulgą. - W takim razie dlaczego jesteś taki przygnębiony? Nadal cię nie rozumiem, ale skoro nie żałujesz to dlaczego...
            - Bo zaczęła mnie unikać, mądralo! Kiedy się zorientowała, co się stało, po prostu uciekła. Chciała wyjechać, wiem to od Gabira. Nie mam pojęcia, jakie motywy nią kierują, dlaczego zawsze chce zwiać jak najdalej. - Trzask rozbijanego o posadzkę szkła.
            To wszystko spadło na mnie jak kubeł zimnej wody. Może moją ucieczkę opisał zbyt dramatycznie, ale reszta była prawdą. Zawsze uciekałam, gdy się czegoś bałam. Bałam się zostać w Narnii - uciekłam do Kalormenu. Bałam się, że ojciec Gabira uziemi mnie za zadawanie się z nie tymi ludźmi, z którymi powinnam - uciekłam z domu na kilka dni. Zawsze tak było. Nigdy nie myślałam, że to coś złego, teraz jednak to do mnie dotarło. Byłam tak oszołomiona, że zareagowałam za późno na kroki i stanęłam twarzą w twarz z Edmundem.
            Na początku staliśmy po prostu naprzeciw siebie i mierzyliśmy się wzrokiem. Ja jego, ubranego schludnie jak zwykle, jednak wyglądającego mizernie, a on mnie - może na to nie wyglądającą, ale rozbitą psychicznie. Moje emocje nie miały żadnego sensu, mieszały się ze sobą i uciekały, wracały ze zdwojoną siłą a potem kompletnie znikały, by pojawić się w połączeniu z jeszcze innymi.
            - Ja też niczego nie żałuję - powiedziałam cicho. Odwróciłam się od niego i chciałam pobiec do swojej komnaty, jednak zatrzymałam się w pół kroku. Nie mogę zawsze uciekać. Musiałam to przezwyciężyć, choćbym była i najodważniejszą kobietą na świecie, niczym moja matka.
            Poczułam, że Edmund łapie mnie za rękę. Odetchnęłam głęboko i zwróciłam się do niego. Znów przez chwilę na siebie patrzyliśmy. Nie wiem jak, ale nagle po prostu znalazłam się w jego objęciach. Oparłam policzek o jego ramię i zamknęłam oczy. Nie musieliśmy nic mówić, rozumieliśmy się bez słów. Były to takie jakby przeprosiny z mojej strony, które on przyjmował. Nie miałam mu za złe tego, że czuć było od niego wino. Wiem, że to przeze mnie, jednak swoją postawą mówił "wybaczam".
            Usłyszałam, jak Łucja głośno wciąga powietrze. Popatrzyłam ponad ramieniem Edmunda i ujrzałam jej zdegustowaną minę - wiedziałam, że wyobraża sobie niestworzone rzeczy, ale zignorowałam to. Szybko  odeszła, tupiąc głośno.
            - Nie przejmuj się nią - szepnął mi do ucha. - Ona jeszcze do tego nie dorosła.
            - Jest ode mnie rok starsza - odparłam.
            - Tylko fizycznie.
            Zaśmiałam się cicho. Czułam się szczęśliwie, na prawdę szczęśliwie. To uczucie wypełniało mnie od koniuszków palców po czubek głowy. W tym momencie nie mogłam myśleć o żadnych moich planach związanych z zemstą czy czymkolwiek innym. Pierwszy raz w życiu byłam tak szczęśliwa - paradoksalnie, z chłopakiem (mężczyzną?) którego niegdyś chciałam zabić.
            Nie wiem, ile czasu minęło, ale znów dobiegł nas odgłos kroków - tym razem delikatniejszych. Kiedy oboje odwróciliśmy się w tamtym kierunku, ujrzeliśmy geparda. Edmund uśmiechnął się na jakieś wspomnienie, jednak kot tego nie zauważył. Można powiedzieć, że nie przejął się także mną. Wyglądał na zdenerwowanego, jego ogon drżał lekko.
            - Przyszła wiadomość od króla Piotra - oznajmił. Chłopak już nie wyglądał na takiego wesołego - jego twarz nabrała wyrazu typowo królewskiego, poważnego.
            - Jak przypuszczam wieści nie są dobre?
            - Niestety, panie. W Telmarze wybuchł bunt mieszczan przeciw lordom. Król Piotr obawia się, że może się to przerodzić w wojnę domową i prosi, byś tam jak najszybciej dotarł.
            - Jadę z tobą - powiedziałam szybko, jednak Edmund popatrzył na mnie przepraszająco.
            - Nie możesz. Wybacz.
            - Dlaczego? Czy królowe też jadą? - drugie pytanie skierowałam do geparda.
            - Nie, król Piotr surowo tego zabronił.
            Zawiedziona odwróciłam się z powrotem do Edmunda, posyłając mu błagalne spojrzenie, on jednak był nieugięty.
            - Nie chcę, by coś ci się stało. Proszę, zostań tu z moimi siostrami.
            Nie chciałam się na to zgodzić, jednak pokiwałam głową jako potwierdzenie. Mogłabym wskrzesić matkę, pomyślałam, jednak wydało mi się to strasznie nie na miejscu, skoro Edmund jechał zapobiegać wojnie. Nadal niestety byłam przepełniona pragnieniem zemsty na Aslanie.
            Sprawiedliwy pocałował mnie w czoło.
            - Będę tęsknić - powiedział i odszedł z gepardem, zostawiając mnie na pastwę Łucji i Zuzanny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz