Epilog
- En garde! – wykrzyknął Revelin, kierując
drewniany miecz w stronę Edmunda. Ten skrzyżował z nim swój i rozpoczęli walkę.
Widać było, że Edmund specjalnie daje fory przeciwnikowi, ale ten najwidoczniej
tego nie zauważał.
- Ha! –
krzyknął chłopiec, a Edmund upadł na ziemię dźgnięty lekko w brzuch. – Znowu
wygrałem!
- Chyba
najlepszy szermierz w Narnii ma konkurencję – powiedziałam, opierając się o
framugę drzwi.
- Mama! –
zawołał zaskoczony Revelin i podbiegł do mnie. – Widziałaś jak pokonałem tatę?
– spytał.
- Jasne –
odparłam i poczochrałam jego czuprynę. – Ćwicz dalej, a pokonasz go w
prawdziwej walce.
-
Prawdziwej? To znaczy że ta nie była prawdziwa? – pytał zaskoczony pięciolatek,
po czym zaraz podbiegł do Edmunda. – Tak nie wolno! Masz ze mną walczyć
naprawdę! Bo… Bo się obrażę i nie będę walczył w ogóle! – Mówiąc to założył
rączki na piersi i demonstracyjnie odwrócił się tyłem.
- No
dobrze… Obiecuję, że następnym razem będę walczył tak, jak z dorosłymi, dobrze?
– zaproponował łagodnie Edmund, jednak ze strony Revelina nie było odzewu.
Edmund cicho podszedł do chłopca, złapał go od tyłu i w akompaniamencie jego
pisku posadził go sobie na ramionach.
- I co, już
się nie gniewasz? – spytał. Revelin z uśmiechem pokręcił głową.
Nagle do
sali ćwiczeń wparowała Łucja, o mało co mnie nie przewracając.
- Cześć –
zwrócił się do niej Revelin.
- Cześć,
młody – powitała go jak zwykle. – Edmund! Orły donoszą, że Biały Jeleń jest w
pobliżu!
Edmund
momentalnie spoważniał. – Gdzie i kiedy?
- Dosłownie
moment temu. Jedziesz z nami, prawda? – dodała, niepewnie zerkając na naszego
syna.
-
Muuuusisz? – jęknął Revelin, kiedy Edmund postawił go na ziemi.
- To dla
mnie bardzo ważne. Ale jak wrócę, to urządzimy prawdziwą walkę, tak?
Chłopiec ze
smutną miną pokiwał głową.
- Wróć
szybko, Ed – powiedziałam półgłosem. – Wiesz jak się smuci, kiedy cię nie ma.
Sprawiedliwy
pokiwał głową i pocałował mnie w czoło. Zniecierpliwiona Łucja pociągnęła go za
rękę i popędziła przez korytarz.
- Do
zobaczenia! – zawołał jeszcze i uśmiechnął się, a potem zniknął nam z oczu.
- Chodź,
pójdziemy do cioci Sofie – zwróciłam się do Revelina, łapiąc go za rękę. – Pewnie
znowu pokaże nam jakąś magiczną miksturę. Co ty na to?
- Jak
muszę… - mruknął chłopiec, ale odłożył swój drewniany mieczyk i poszedł ze mną.
- Nie dąsaj
się, królewiczu. Tata wróci tak szybko jak będzie umiał.
- Tak
myślisz?
- Ja to
wiem – zapewniłam go z pokrzepiającym uśmiechem. Miałam nadzieję, że polowanie
na Białego Jelenia nie zajmie im zbyt dużo czasu.
Nie mogłam
się bardziej pomylić.
______________________________________________________
Obrazek powiększy się po kliknięciu na niego. :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)